10/28/2012

5 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn, Wigilia.

"Pierwsze święta z dala od Paryża. To na prawdę bardzo boli."

Mama zaparkowała przed domkiem i razem opuściłyśmy czarny samochód. Gdy podeszłyśmy do drzwi zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę musiałyśmy poczekać, aż nam ktoś otworzy, ale po chwili pojawił się nawet wysoki chłopak o ładnej, miłej oraz przyjacielskiej twarzy...-On mi kogoś przypomina.-pomyślałam.
-Dzień dobry.-przywitał się z nami pewien chłopak. Bliżej się mu przyjrzałam. Ubrany był w czerwoną koszulę, w kratkę, do tego czarne rurki i nike. Jego twarz miała przyjemny uśmiech, a oczy wydawały się ciepłe i szczere.
-Państwo Anderson?-zapytał.
-Tak.-odpowiedziała moja mama.
-Jestem Liam Payne z zespołu One Direction.-podał rękę mojej mamie. Zaraz, zaraz Payne? Czyżby to był brat Lutera? Są do siebie podobni i to samo nazwisko...Z moim rozmyśleń wyrwał mnie leciutki głos rodzicielki.
-Ja jestem Bella Anderson, a to moja córka Chloe.-powiedziała, ściskając przy tym rękę chłopaka. Następnie jego dłoń zbliżyła się do mnie więc zrobiłam to samo i grzecznie się uśmiechnęłam.
-Wejdźcie.-pokazał ręką na drzwi. Jako dżentelmen przepuścił nas pierwsze, zamknął drzwi, a potem pomógł z kurtkami. Całą trójką weszliśmy do salonu, w którym wszystko było już gotowe. Przy stole siedział zapewne cały zespół plus ich menedżer.
-O! Jesteście już.-bliżej nas podszedł mężczyzna, który miał około czterdziestki.
-Cześć Bella.-przytulił moją mamę, a ona odwzajemniła uścisk.
-A ty jesteś pewnie Chloe?-spytał i także mnie uścisnął.
-Tak.-delikatnie się zaczerwieniłam.
-Ja jestem Nick. A to jest zespół One Direction. Liam zapewne już poznałyście, natomiast przedstawię wam resztę. Od lewej strony Harry, Louis, Zayn i Niall.-każdy z chłopaków podszedł i kulturalnie się przedstawił. Zdziwiłam się gdyż wszyscy całowali rękę mojej rodzicielki. Widać, że wychowani są odpowiednio. Usiadłam między Nickiem, a Niallem. Niestety tylko tam było miejsce. Na początku trochę porozmawialiśmy. Muszę przyznać, że wszyscy są bardzo mili, ale jednak to nie jest to. Brakuje mi tych świąt w Paryżu. Gdzie przy stole siedziała babcia, dziadek i kochający się rodzice. Życie na prawdę komplikuje się nie wtedy gdy trzeba. W najmniej oczekiwanych momentach wszystko się zmienia. Czasem jest to bolesne, a niekiedy przyjemne. Dlaczego akurat ja przez to przechodzę...Ktoś delikatnie mnie szturchnął więc czym prędzej wstałam. Podzieliliśmy się opłatkiem i ponownie zajęliśmy miejsca. Każdy zabrał się za konsumowanie posiłku i właśnie wtedy nastała niezręczna cisza więc spróbowałam ją przerwać:
-Kto gotował?
-Ja.-wyszczerzył się loczek.
-Dobrze gotujesz. Bardzo mi smakuje.-reszta domowników mi przytaknęła, a zielonooki był z siebie bardzo dumny. Kiedy już każdy był najedzony blondyn poszedł na górę po gitarę. Gdy zszedł już na dół, usiadł na białej kanapie i zaczął grać natomiast reszta chłopców wydobyła z siebie pierwsze odgłosy. Z tego co dobrze zrozumiałam postanowili zaśpiewać "What makes you beautiful". Doszło do refrenu, a mnie coraz bardziej ponosiły nuty do tańca. Fajnie byłoby zatańczyć, ale po pierwsze tu jest za mało miejsca. A po drugie nie będę przy nich się wygłupiała, jeszcze wezmą mnie za jakąś psychopatkę. Skończyli śpiewać więc w głębi duszy ode tknęłam z lekką ulgą.
-Jak wam się podobało?-byli tacy podekscytowani.
-Macie cudowne głosy. Aż pozazdrościć.-uśmiechnęłam się, natomiast oni postanowili mnie przytulić.
-Ładnie pachniesz.-powiedział Louis, a wszyscy razem ze mną wybuchnęli śmiechem.
-Dzięki.-powiedziałam.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy lecz zrobiło z małej chwili zrobiła się godzina dwudziesta trzecia i musiałyśmy się zbierać. Na przedpokoju założyłam kurtkę, rękawiczki, szalik, czapkę oraz buty. Poczekałam na mamę i pożegnałam się ze wszystkimi.
-Musimy się jeszcze spotkać.-powiedział uradowany Mulat.
-Jestem za.-przytuliłam każdego po kolei, na koniec został mi jeszcze ich menedżer, a potem wraz z mamą opuściłyśmy ich mieszkanie. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w stronę naszego domu.
-I jak ci się podobało?-spytała gdy już byłyśmy prawie na miejscu.
-Nie było najgorzej.-odpowiedziałam grzecznie i opuściłam pojazd. Od kluczowałam drzwi po czym weszłam do środka. Rozebrałam się, a następnie szybkim krokiem udałam się na górę do mojego pokoju. Do ręki wzięłam piżamę i wraz z ubraniami poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki, a wtedy gorąca woda strumieniami spływała na moje zmęczone ciało. Wytarłam się starannie ręcznikiem po czym założyłam wcześniej wybrane rzeczy. Na koniec zmyłam jeszcze makijaż i wróciłam do pokoju. Położyłam się do łóżka i opatulona kołdrą po sam czubek głowy nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Zima, Londyn, Na drugi dzień.  

Obudził mnie dźwięk mojego dzwonka w telefonie. Niechętnie sięgnęłam ręką po Iphon'a. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym pokazało się zdjęcie Luta.
-Halo?
-Śpisz jeszcze?-spytał zmartwionym tonem.
-Yhym.
-To przepraszam za pobudkę.
-Nic nie szkodzi.-rozpromieniłam się na samom myśl o nim.
-Na przeprosiny zabieram cię dzisiaj do wesołego miasteczka.-powiedział.
-Super!-krzyknęłam.
-To za godzinę będę po ciebie.-już nic nie powiedziałam tylko się rozłączyłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwunastą trzydzieści.-To nie możliwe, że tak długo spałam.-powiedziałam sama do siebie po czym wytargałam się z łóżka. W mgnieniu oka znalazłam się w łazience. Szybki prysznic pobudził moje zaspane mięśnie. W samej bieliźnie wróciłam do pokoju i stanęłam przed szafą. Przez dłuższy czas szukałam jakiś rzeczy, a w końcu stanęło na ubrania w jasnych kolorach. Usiadłam przed toaletką. Włosy zostawiłam rozpuszczone tylko je rozczesałam. Oczy podkreśliłam eyelinerem, natomiast rzęsy pomalowałam tuszem. Na policzki nałożyłam trochę różu. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół, do kuchni. Mamy nie było w domu, co oznaczało, że jest w pracy. Przygotowałam sobie jajecznicę i do tego kubek z gorącą herbatą. Wraz z talerzem i szklankom usiadłam przy stole, po czym zabrałam się za konsumowanie posiłku. Kiedy skończyłam akurat ktoś zadzwonił do drzwi...

Ogólnie to przepraszam, że zwlekałam z napisaniem tego rozdziału, ale miałam dużo nauki i wgl. Przepraszam także za ten rozdział gdyż dobrze wiem, że mi nie wyszedł no i jest nudny. Mam nadzieję, że są osoby, które chętnie czytają tego bloga :)
+Co powiecie o konkursie?
++Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Jeśli tak to zostaw komentarz w poście Informowani :)

10/11/2012

4 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn, Dzień przed wigilią. 
"Nowi znajomi, nowe twarze to wszystko jest magiczne, ale za razem dziwne."

Ten tydzień, który zaliczam do najcięższych należy również do najszybciej minionego. Nim się obejrzałam zastał nas czas świąteczny. Wolne do nowego roku daje mi sporo dni na przemyślenie kilku spraw. Wieszając świąteczne ozdoby na choinkę myślałam o nowo poznanych osobach. Oprócz Lutera poznałam jeszcze kilka innych znajomych, którzy jak na moje oko wydają się dosyć mili. Można powiedzieć, że osoby, które otaczają mnie podczas lekcji są na prawdę miłe. Wszystkie myśli odłożyłam na bok gdyż do salonu wróciła moja mama.
-Jutro już wigilia.-uśmiechnęła się do mnie rodzicielka.
-Oraz pierwsze święta, które spędzamy w nowym miejscu wraz z nowymi ludźmi i nową atmosferą.
-Dokładnie tak.-nastała chwila ciszy, którą po raz kolejny przerwała moja rodzicielka.-Jutro na kolację idziemy do menadżera pewnego zespołu, z którym pracuję.
-Myślałam, że zjemy we dwie u nas.-zdziwiłam się.
-W większym składzie będzie przyjemniej.-mama mnie przytuliła po czym wyszła z pokoju. Dokończyłam ozdabianie choinki, a następnie poszłam na przedpokój. Założyłam kurtkę, szalik, rękawiczki oraz czarne, zimowe emu i opuściłam nasz dom. Było już ciemno lecz to mi nie przeszkadzało. Zasunęłam suwak kurtki, aby nie zmarznąć i ruszyłam przed siebie. Gdzieniegdzie latarnie oświetlały drogę, a pod wpływem ich światła można było ujrzeć jak zimny puch powoli zasypia wszystko dookoła. Od czasu do czasu na moim ciele pojawiały się lekkie dreszcze spowodowane chłodnym wiatrem. Moje policzki zrobiły się czerwone, a ciało powoli zamieniało się w lód nie do rozbicia. Po godzinnym spacerku wróciłam do domu. Rozebrałam się i żwawym krokiem poszłam ku stronie kuchni. Zrobiłam sobie gorące kakao po czym wypiłam je w mgnieniu oka. Kiedy byłam już choć trochę rozgrzana kręconymi, drewnianymi schodami udałam się do mojego pokoju. Pociągnęłam piżamę i wraz z tymi rzeczami poszłam do łazienki pod prysznic. Odkręciłam kurki, a letnie woda spływała na moje zmarznięte ciało strumieniami. Od razu poczułam się o wiele lepiej. Wytarłam się starannie ręcznikiem, a potem ubrałam wcześniej naszykowane ciuchy. Następnie wróciłam do pokoju i władowałam się do łóżka. Otulona ciepłą kołdrą po sam czubek głowy nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Zima, Londyn, wigilia.

Obudziłam się dosyć wcześnie, a wszystko zawdzięczam mojej mamie, która od rana krzątała się po całym domu wyśpiewując swoje ulubione piosenki. Niechętnie opuściłam moje łóżko. Przeciągnęłam się ostatni raz i leniwym krokiem poszłam do łazienki. Wzięłam szybki lecz pobudzający wszystkie mięśnie prysznic. Wytarłam się starannie ręcznikiem i na suche już ciało włożyłam jakąś czystą bieliznę. Do pokoju wróciłam właśnie tak ubrana. Stanęłam przed szafą w celu znalezienia jakiś rzeczy. Po dłuższym namyśle wybrałam odpowiednie ubrania. Usiadłam przed toaletkę i wzięłam się za upiększanie mojej twarzy jak to by nazwała Emilie. Właśnie Em, tak bardzo mi jej brakuje. Często rozmawiamy przez skypa, ale nasze rozmowy nie trwają zbyt długo gdyż ona też chodzi do szkoły i musi się uczyć. Odsunęłam myśli na bok i zabrałam się za spinanie moich długich, brązowych włosów. Po dłuższej udręce z nimi związałam je w luźnego koka. Oczy podkreśliłam eyelinerem, a rzęsy pomalowałam tuszem. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół do kuchni. Przygotowałam sobie szybko kanapki. Po kilkunastu minutach zjadłam wszystko i także pozmywałam naczynia. Telefon zaczął mi wibrować więc wyjęłam go z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz, okazało się, że dzwoni Lut więc od razu odebrałam :
-Halo?
-Chloe masz ochotę na jakiś spacerek?
-No w sumie to mogę.-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-To świetnie. Za 15 minut pod twoim domem.-nie dał mi nic powiedzieć gdyż od razu się rozłączył. Przed przyjściem mojego kolegi zdążyłam jeszcze zrobić i wypić przesłodzoną herbatę ze szczyptą cytrynki. Podczas gdy zmywałam naczynia ktoś akurat zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Poszłam otworzyć, a w rogu stanął uśmiechnięty Luter.
-Cześć.-przytulił mnie więc odwzajemniłam uścisk.
-Cześć.-uśmiechnęłam się, a potem szybko założyłam zimowe rzeczy i wraz z blondynem opuściliśmy mój dom. Poszliśmy wzdłuż parku aby móc spokojnie porozmawiać. Idąc różnymi dróżkami gdzieniegdzie można było zobaczyć bawiące się dzieci. Niektóre lepiły bałwany, a inne obrzucały się śnieżkami.
-Też lubiłam się kiedyś tak bawić.-skomentowałam ich zachowanie cały czas się na nie patrząc.
-To powtórz to teraz. Zobaczysz, że od razu będzie ci lepiej.-doradził Lut.
-A pomożesz mi?-zapytałam się.
-No pewnie.-wyszczerzył uśmiech jak tylko mógł i pociągnął mnie za rękę w stronę śniegu. Po dłuższym uwalaniu się w białym, zimnym puchu wyszedł nam słodki bałwanek.
-Nawet ma czapeczkę.-powiedziałam do Lutera.
-Żeby mu w głowę zimno nie było.-uśmiechnął się. Gdy skończyliśmy otrzepaliśmy się ze śniegu i ruszyliśmy w stronę powrotną. Blondyn o piwnych, pięknych oczach odprowadził mnie pod sam dom.
-Miło było.-przytuliłam go, a on to odwzajemnił i odszedł. Chwilę się mu przyglądałam jak odchodził, a gdy znikł mi z punktu widzenia weszłam do środka.
-Już jestem!-krzyknęłam aby moja rodzicielka wiedziała. Poszłam na górę do łazienki żeby się rozgrzać i odświeżyć. Gorący prysznic dał mi trochę energii na dzisiejszy wieczór. Wytarłam się starannie ręcznikiem i w samej bieliźnie wróciłam do pokoju. Otworzyłam szafę i po kilku minutach wyciągnęłam z niej bardziej eleganckie ubrania. Do tego wszystkiego wybrałam ciepłe, beżowe emu. Poprawiłam jeszcze szybko makijaż, a na sam koniec rozpuściłam moje włosy. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół do salonu gdzie na mnie czekała już moja mama.
-Jestem już gotowa.-uśmiechnęłam się.
-Jak ładnie dziś wyglądasz.
-Ty też niczego sobie.-obie się zaśmiałyśmy i opuściłyśmy dom. Mama za kluczowała mieszkanie, a następnie wsiadła do samochodu za kierownicę, natomiast ja siedziałam obok niej.
-Spodoba ci się. To bardzo miły mężczyzna.
-Mam nadzieję.-powiedziałam spoglądając na widok zza okna.
-I możliwe, że będzie również zespół z którym pracuję.-rodzicielka poruszyła dziwacznie brwiami, a ja poczułam się trochę skrępowana.
-Mamo!-krzyknęłam.
-Co?-a ona jak zwykle udawała, że nic nie wie.
-Dobrze wiesz co.-powiedziałam zirytowanym głosem.
-Nie nie wiem.-uśmiechnęła się dosyć podejrzanie. Dlaczego ona zawsze jest taka tajemnicza? Chyba właśnie tego w niej nienawidzę. Nigdy nie umiem jej rozgryźć. W pewnym sensie to dobrze, ale z drugiej strony niezbyt.
-Uspokój się już.-skarciłam ją.
-Nie denerwuj się tak złotko, bo ci to urodzie zaszkodzi.-powiedziała dosyć złośliwie.
-Miłe.-powiedziałam. Na szczęście już nie miałyśmy szans dalej się kłócić gdyż dojechałyśmy na miejsce. Mama zaparkowała przed domkiem i razem opuściłyśmy czarny samochód. Gdy podeszłyśmy do drzwi zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę musiałyśmy czekać, aż nam ktoś otworzy, ale po chwili pojawił się nawet wysoki chłopak o ładnej, miłej oraz przyjacielskiej twarzy...-On mi kogoś przypomina.-pomyślałam i oczywiście grzecznie się przywitałam.


Jak wam się podoba? Możecie zadawać pytania mi i bohaterom, a oczywiście dostaniecie na nie odpowiedzi :)
+Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Jeśli tak to zostaw komentarz w poście Informowani :)