12/25/2012

9 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima Londyn, Sylwester
"Żyj każdą chwilą, bo nawet nie wiesz kiedy będzie ta ostatnia."

Z perspektywy Lutera :
Udało mi się wyjść z tego szpitala. Oczywiście na początku nie chcieli mnie wypuścić, ale pod pewnymi prośbami jeden z lekarzy dał się ubłagać. Kazali mi na siebie uważać lecz ja i tak nie będę. Nie po to wróciłem do domu  by teraz, w sylwestra nie napić się alkoholu.
Większość ludzi pewnie wyśmiało by mnie, że nie chcę dłużej pożyć. Ja po prostu chce umrzeć w szczęściu, chce byś sobą, a nie cierpieć w szpitalnym łóżku z książką w ręku.
Nie zastanawiając się więcej nad moim życie udałem się do łazienki. Szybka, lecz przyjemnie pobudzająca kąpiel momentalnie dała ukojenie moim mięśniom. Wytarłem się starannie ręcznikiem i na suche już ciało założyłem szarą bluzkę na krótki rękaw, niebieską bluzę, czarne rurki oraz tego samego koloru vansy. Rozpakowałem wszystkie rzeczy, które miałem w szpitalu po czym zszedłem na dół, do kuchni. Na śniadanie przygotowałem sobie grzanki oraz gorącą kawę. Na szklanym stole położyłem biały talerz z posiłkiem, oraz mój ulubiony kubek. W ciągu kilkunastu minut skonsumowałem przepyszny posiłek. Pozmywałem po sobie wszystkie naczynia po czym wróciłem do mojego pokoju. Usiadłem przy biurku i włączyłem laptopa. Wszedłem na Twitter'a aby zobaczyć czy w ostatnim czasie działo się coś ciekawego. Niestety nic się nie zmieniło. A może lepiej? Nie wiem sam. Wyłączyłem komputer gdyż nie miałem co na nim robić. Położyłem się na łóżku, wysunąłem spod kołdry rękę aby wziąć pilota, a następnie włączyłem telewizor, który wisiał na jednej ze ścian. Przeskakiwałem z programu na program w celu znalezienia czegoś normalnego. Po kilkominutowej udręce postanowiłem zostawić jakiś program muzyczny. Wsłuchując się kolejne nuty piosenek usnąłem dosyć szybko. W końcu musiałem się dobrze wyspać przed dzisiejszą nocą.
*Kilka godzin później*
Obudził mnie dzwonek mojej komórki. W mgnieniu oka odebrałem, nie zwracając uwagi na to kto dzwoni.
-Halo?-powiedziałem dosyć zaspanym głosem.
-Luter jak się czujesz?-usłyszałem głos Chloe. Od razu wiedziałem, że dzwoni aby upewnić się, że jestem w stanie iść na dzisiejszy sylwester do najpopularniejszego klubu w Londynie.
-Dobrze. Nie masz się czym martwić.
-Ale na pewno?
-Tak.-zapewniałem moją przyjaciółkę.
-Mam nadzieję, bo jeśli jest inaczej to zawieziemy cię do szpitala. Do zobaczenia za dwie godziny.-nie dała mi nic powiedzieć gdyż brunetka od razu się rozłączyła.
Zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. -Długo spałem.-powiedziałem sam do siebie. Wytargałem się z dużego, dwuosobowego łóżka po czym poszedłem się odświeżyć. Letni prysznic mnie pobudził. Ubrałem na siebie czarne rurki, tego samego koloru vansy i czerwono-czarną koszulę. Przeciągnąłem się gdyż byłem jeszcze nie za bardzo wyspany. Powieki mi się same zamykały, ale musiałem zacząć udawać, że mam w sobie dużo energii.
Na przedpokoju założyłem kurtkę i opuściłem mieszkanie. Zamknąłem drzwi na klucz aby przez przypadek nikt się nie włamał. Następnie wsiadłem do samochodu, odpaliłem go i ruszyłem w stronę domu chłopaków gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać.
Na miejscu byłem po około piętnastu minutach. Opuściłem czarna toyotę i bez pukania w drzwi wszedłem do środka.
-Jestem.-krzyknąłem gdy wchodziłem w głąb mieszkania.
-Nareszcie.-uśmiechnął się Liam. Przywitałem się z całą piątką, a potem podszedłem do Chloe i Eleanor, które zawzięcie o czymś dyskutowały.
-Cześć dziewczyny.-przytuliłem obie, a one tylko odwzajemniły uścisk.
-Jak się czujesz?-podszedł do mnie Harold.
-Wspaniale. Idziemy?-jak najszybciej chciałem zmienić ten temat gdyż już mnie strasznie drażnił. Całą ósemką wyszliśmy na zewnątrz. Zamówiliśmy dwie taksówki ponieważ nikt stamtąd nie będzie wracał po alkoholu własnym samochodem.
Ja, Niall, Harry oraz Zayn pojechaliśmy jedną, natomiast reszta pojechała drugą taksówką.
Gdy dojechaliśmy na miejsce było słychać już głośną muzykę. Podeszliśmy do wejścia. Ochroniarze oznaczyli nas na swojej liście i dopiero wtedy mogliśmy spokojnie wejść. Zostawiliśmy niepotrzebne nam rzeczy w szatni po czym udaliśmy się w stronę trwającej już imprezy. Mimo wczesnej jeszcze godziny, niektórzy byli już ostro wstawieni. Usiedliśmy przy naszym stoliku. Był tylko jeden, ale zdecydowanie wystarczył dla nas wszystkich. Na początku trochę rozmawialiśmy, ale już po jakimś czasie każdy miał zamiar dobrze się zabawić. Podszedłem do baru i zamówiłem sobie mocnego drinka. Wypiłem go na pobudzenie, ruszyłem na parkiet i zacząłem tańczyć. Jako grupka się rozproszyliśmy. Nie widziałem żadnej mi znajomej osoby więc tańczyłem z kim popadnie.
Byłem zmęczony więc postanowiłem choć chwilę odpocząć. Usiadłem przy naszym stoliku gdzie siedziała moja ulubiona brunetka.
-Jak zabawa?-spytałem.
-Cudownie. Usiadłam, bo musiałam chwilę odsapnąć.
-To tak jak ja.-uśmiechnąłem się do dziewczyny, a ona szczerze odwzajemniła uśmiech. Dostrzegłem jej białe, równe ząbki. Wtedy poczułem takie jakby motylki w brzuchu. Wiedziałem, że ona mi się podoba lecz nie chcę jej tego mówić. To nie ma żadnego sensu. Zostało mi tak mało życia przez raka i nie chce jej zranić. Przerwałem moje rozmyślenia gdyż nie chciałem aby widziała, że czymś się przejmuję.
Nie zwracając uwagi na moją przyjaciółkę opuściłem to miejsce i podszedłem po raz kolejny dzisiejszego dnia do baru. Usiadłem na wysokim krześle i zamówiłem już chyba z piątego drinka, jak nie więcej. Alkohol za alkoholem bazował w mojej głowie. Powoli zaczynało robić mi się nie dobrze, ale jednak bawiłem się dalej. Na parkiecie wygłupiałem się jak szalony. Nie zwracałem na nic, ani na nikogo uwagi. Wszystko miałem głęboko gdzieś.
Powoli zbliżało się do odliczania. Kelnerzy zaczęli chodzić po sali i rozdawać każdemu po kieliszku szampana. Nasza paczka wróciła do stolika gdyż chcieliśmy świętować nowy rok blisko siebie. Od każdego było czuć woń piwa, wódki bądź innych tego typu napojów. Harry ledwo co stał na nogach, a Liam był jego zupełnym odzwierciedleniem  On jak zawsze pił najmniej gdyż ma słabe serce i musi je oszczędzać, a poza tym jego nigdy nie ciągnęło do różnego rodzaju używek.
-Wychodzimy na dwór?-Zayn przerwał moje myśli.
-Tak.-Louis zachowywał się zupełnie jak dziecko. Wyszliśmy na dwór z kieliszkami, aby móc wszystko obejrzeć. Przed nami stał bilbord, który zaczął już powoli odliczać od dwudziestu.
-Coraz bliżej nowy rok.-krzyczał Niall, który w oczach miał zafascynowanie. Zupełnie jakby pierwszy raz był przy odliczaniu. Już pozostało dziesięć sekund do rozpoczęcia nowego życia. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, ZERO! I właśnie w tej chwili odliczanie się skończyło, a na ciemnym niebie widzieliśmy przepiękne fajerwerki. Wszyscy byli szczęśliwi. Niektórzy skakali z radości, a inni po prostu płakali przez te całe emocje.
-Wszystkiego najlepszego!-składaliśmy sobie życzenia, aby ten 2013 rok przyniósł nam o wiele więcej ciepła niż poprzedni...
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że nagle straciłem przytomność...

Trolololo jest rozdzialik. Jak wam się podoba? Mi nie za bardzo. Chciałam coś tu zmienić, ale nie wiedziałam co.
Polecam :
http://forget-what-it-was.blogspot.com/ (twittera : @patricia_swagg)
twittera : @bubazuza
http://life-is-a-slut.blogspot.com/ (twittera : @julliexoxo

12/23/2012

Wyniki Konkursu

Dostałam pracę w trzech kategoriach :
-trzy nagłówki
-jeden imagin
-pięć kontynuacji tego bloga.
Ogólnie prac jest mało, ale były to prace warte mojej uwagi. Osoby, które to wysłały do mnie widać na pierwszy rzut oka, że przykładają się do tego co robią.
Chciałam pogratulować wszystkim, którzy postanowili wystartować w konkursie, jest mi na prawdę miło.
Jeśli chodzi o mój wybór, to nie miałam łatwego zadania. Najchętniej wybrałabym to wszystko lecz nie mogę. Myślę, że to co wybrałam jednak jest w jakimś stopniu najlepsze.


Zacznę od nagłówka:


Autorka Patrycja :)
Muszę powiedzieć, że ten nagłówek spodobał mi się najbardziej.
Po pierwsze kolorystycznie pasuje mi do wystroju bloga. Po drugie dziewczyna, która to wykonała widzę, że czyta mojego bloga. Po prawej stronie jest Paryż gdzie bohaterka się urodziła i mieszkała przez 17 lat. Natomiast po lewej stronie jest Londyn gdzie Chloe przeprowadziła się aby jej matka mogła rozszerzyć swoje umiejętności w pracy. Także główna bohaterka, która widnieje tutaj są jej pomyślnie pobrane i ustawione zdjęcia.
Bardzo gratuluję wygranej gdyż na to zdecydowanie zasłużyłaś 
Polecam : forget what it was, live tomorrow i twittera : @patricia_swagg


Imagin :

Nie miałam co tu wybierać gdyż pojawił się tylko jeden :


Zwykły piątkowy wieczór Chloe spędzała z przyjaciółmi w klubie. Bawili się najlepiej jak tylko mogli i żadne z nich nie żałowało przyjścia tutaj. Zbliżała się trzecia w nocy więc dziewczyna postanowiła się już zbierać. Była już wstawiona dlatego miała poważne problemy z ubraniem kurtki. Chwiejnym krokiem opuściła klub. Brązowowłosa nie zdążyła dojść do taksówki gdyż upadła na zimn

y i do tego brudny beton. Przed Chloe stanął wysoki Mulat. Próbował pomóc jej wstać lecz nie przynosiło to żadnych efektów. Zadzwonił po swoich znajomych, aby nastolatka nie została tu sama. W czasie gdy nieznajomy dzwonił ona zwymiotowała na jego nowe nike.
-Kurwa, to moje ulubione buty ! -zaczął przeklinać, ale ona w ogóle go nie słuchała. Podeszli jego przyjaciele i całą piątką pomogli jej wstać. Załadowali brunetkę do swojego samochodu i wraz z nią gdzieś pojechali.
Dziewczyna ułożyła głowę na kolanach tajemniczego chłopaka. Usnęła momentalnie gdyż była bardzo zmęczona.
Ran obudziła się z dosyć mocnym bólem głowy. Nie była u siebie i nie pamiętała niczego z wczorajszej nocy. Młoda dziewczyna wyszła z ciepłego łóżka i po cichu zeszła na dół.
Z jakiegoś pomieszczenia dobiegały głośne śmiechy. Chloe postanowiła się tam udać. Stanęła w progu i zobaczyła pięciu, przystojnych chłopców.
-Przepraszam czy ktoś mógłby wytłumaczyć mi co ja tu robię ? -wzroki nieznanych dziewczynie osób skierowały się w jej stronę. Chłopak o ciemnej karnacji wstał do niej po czym jak dżentelmen pomógł jej usiąść na kanapie.
-Byłaś wczoraj w najlepszym z Londyńskich klubów i byłaś tak pijana, że wywaliłaś się ze schodów. Nie wiedzieliśmy gdzie mieszkasz gdyż nie posiadałaś przy sobie żadnych dokumentów i w ogóle nie kontaktowałaś. Dlatego zabraliśmy cię do nas.
-Jeju, jest mi strasznie głupio. Nigdy nie doprowadzałam siebie do takiego stanu. Na prawdę nie mam pojęcia dlaczego tak postąpiłam. -brunetka się tłumaczyła.
-To nie wszystko. - wtrącił się blondyn, który coś wcinał.
-Zwymiotowałaś na jego buty ! -zaczął się śmiać chłopak, który na głowie miał burzę loków. Zresztą nie tylko on, bo brązowowłosa również.
-Serio ? Przepraszam, tak mi głupio. - zaczerwieniła się. Wszyscy przedstawili się aby mieć ze sobą normalniejszy kontakt. Zayn poszedł z nią na górę. Z szafy wyciągnął swoją koszulkę, a następnie podarował ją swojej nowej znajomej. Chloe poszła do łazienki. Szybka kąpiel rozluźniła jej spięte mięśnie. Wytarła się ręcznikiem, który także dostała i na suche już ciało założyła swoje czarne rurki, oraz bluzkę nowo poznanego kolegi. Zmyła makijaż po czym zeszła na dół. Zjadła śniadanie przygotowane przez Liama.
-Ja już muszę spadać. Jeszcze raz przepraszam was za kłopot i dziękuję za pomoc. - uśmiechnęła się do nich i opuściła ich mieszkanie. Malik postanowił odwieźć ładną brunetkę...

kilka miesięcy później:

Chloe spacerowałaś po parku wraz z Zaynem. Od tamtego dnia mają ze sobą bardzo dobry kontakt. Lubią spędzać razem czas i powoli czują lekkie zauroczenie lecz żadne do tej pory nie chciało się przyznać.
Dzisiaj rozmawiali o ich pierwszym spotkaniu.
-A najlepsze było to jak perfidnie zrzygałaś mi się na buty. - zaczęli się oboje śmiać. -Ale teraz jest to nie ważne. - dodał. Malik przysunął swoją twarz do jej i delikatnie musnął jej usta. Po chwili namiętnie się całowali. Poczuła motylki w brzuchu, zakochała się. Gdy przestali, każde z nich szybciej oddychało.
-Kocham cię. - wyszeptał Zayn po czym złapał swoją ukochaną za rękę. Ruszyli przed siebie i od tamtej pory są ze sobą szczęśliwi. 


Autorka Zuza :)
Ogólnie imagin jest całkiem spoko. Pojawia się kilka powtórzeń, ale nie będę na to narzekać xd
Gratuluję też weny, która autorce towarzyszyło. Pośmiałam się z tego jak Chloe zwymiotowała na buty Zayna 

Polecam twittera : @bubazuza


Kontynuacja tego bloga :


Od razu mówię, że z tym miałam najtrudniejszy kłopot. Wszystkie prace które dostałam były rewelacyjne. Tak na prawdę nie wiem czemu wybrałam akurat tą, ale jakoś od razu mi się spodobała i mam nadzieję, że wam również.

Narrator :
”Gdzieś tam wysoko jest kosmos, a za nim niebo. Ale nie to, które widzimy lecz to, do którego gnają nasze dusze”


Wszystko ostatnio dzieje się zbyt szybko. Przeprowadzka, którą doznałam, a potem ten cały problem z Luterem. To wszystko za bardzo mną wstrząsnęło bym mogła normalnie funkcjonować. Powoli już nie daje sobie z tym rady.
Jedynym szczęściem jest to, że mam wsparcie u Zayna, Liama, Nialla, Harrego oraz Louisa. To oni naprawiają mi skrzydła bym nie spadła w dół lecz czy to przynosi jakiekolwiek efekty? Nie wiem. Nawet nie umiem odpowiedzieć na tak głupie pytanie. Chore, ale prawdziwe.
Powracając do Luta, który leży teraz przede mną w trumnie. Nie oddycha, nie mówi ani nie myśli. Po prostu zmarł. Odszedł bez słowa pożegnania. Jestem zła na niego, że od tak mnie zostawił, ale nie powinnam gdyż teraz jest mu na pewno lepiej.
Wstrętny pasożyt mi go zabrał i to jemu powinnam wytykać od najgorszych. Ale to nawet nie ma żadnego już sensu. Chyba nic teraz nie ma dla mnie sensu.
Delikatnie oparłam głowę o ramię Hazzy, który siedział obok mnie. Brunet tylko zerknął na mnie po czym od razu mnie przytulił. Właśnie tego najbardziej potrzebowałam w tej chwili. Chciałam poczuć kogoś bliskiego, odzyskać coś co wydaje mi się, że tak łatwo straciłam.
-Wszystko się ułoży.-chłopak mnie pocieszał, ale ja wiedziałam swoje. Mam wrażenie, że ta pętla nieszczęść pozostanie przy mnie już na zawsze. Może tak Bóg chciał? Tylko nie rozumiem co chciał tym osiągnąć?
Podobno raz osiąga się szczyt, a chwilę później się z niego spada w wir nieregularnych nieszczęść. I tak jest ze mną. Ze zwykłą dziewczyną, która w Paryżu zdobyła przyjaciółkę, potem wszystko straciła przez wyjazd do Londynu. A teraz, w tej chwili? Po raz kolejny zsunęła się ze stromej góry aby doznać smak śmierci bliskiej osoby. I teraz, właśnie w tej chwili niech mi ktoś odpowie czy to jest w porządku wobec mnie. W końcu są osoby, które codziennie żyją pełnią szczęścia. Nie martwią się o nic i nie płaczą. Chodzą różnymi drogami śmiejąc się spoglądają w ich kolorową przyszłość.
Odłożyłam myśli na bok gdyż ksiądz skończył mszę, a trumnę powoli wynosili na zewnątrz. Teraz część oficjalna. Niestety...
Czarny, podłużny samochód jechał po woli, a za nim szli wszyscy przybyli goście. Najbliżsi z przodu, a reszta z tyłu coraz dalej od martwego.
-Harry proszę chodźmy na koniec.-mój przyjaciel nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za rękę i zrobił to o co go poprosiłam. Do nas dołączył się Zayn, Louis oraz Niall. Tylko Liam jako brat cioteczny Lutera został z przodu.
Stanęłam na chwilę. Z kieszeni torebki wyjęłam paczkę chusteczek. Pociągnęłam za jedną i zaczęłam wycierać łzy, które leciały jak niepowstrzymane.
-To nie może być prawda!-krzyczałam lecz to i tak nic nie zmieniło.
-Cii.-swoim ramieniem teraz objął mnie Zayn, który jako jedyny miał spokojną twarz. Zachowywał się jakby śmierć bliskiej osoby była dla niego pestką do zjedzenia.-Niestety nic już nie zmienisz, ale pomyśl o tym, że teraz jest mu lepiej. I, że delikatnie na ciebie spogląda, uśmiecha się, a przede wszystkim jest tu, obok ciebie.
-Tak Malik ma racje. On idzie przy tobie. Wspiera cię i docenia, że cierpisz gdyż go kochasz.-dodał Niall, który z nerwów przeszywających jego ciało jadł czekoladowego batonika.
-Nawet nie wiem co bym bez was zrobiła.
-Zatrzymała się na szczebelku dołu i nie wznosiła się dalej.-powiedział Louis.
Spojrzałam na ich zmarznięte twarze i niewidocznie dla innych się uśmiechnęłam.
Królu nieba jeśli masz dla nas jakiś plan, jeśli kiedyś będzie dobrze daj mi...-przerwałam na chwilę własne myśli.-...nam jakiś znak, proszę.
Chwilę później gdy opróżniłam mój umysł od stresujących myśli zaczął padać śnieg. Duże, białe płaty, które mimo już stycznia nie pojawiły się ani razu podczas tej zimy.
-Dziękuję.-powiedziałam. Chłopcy się na mnie dziwnie spojrzeli, ale ja nie zwracałam na nich jakiejkolwiek uwagi.
Gdy przekroczyliśmy bramę cmentarza nieprzyjemnie ciarki przeszły moje spięte ciało. Szliśmy przeróżnymi alejkami. Wszędzie leżały trupy w trumnach lub trumienkach. Niektóre były małe, a inne duże. Jedne to były dzieci, a drudzy to dorośli.
-Jedni chowają rodziców, a innych chowają rodzice.-powiedział ksiądz gdy tylko wyjmowali trumnę. Jasne drewno, w którym leżał mój przyjaciel, siwowłosy mężczyzna poświęcił wodą święconą. Następnie przemówiliśmy modlitwę po czym czterech mężczyzn na linach zsunęło Luta do wcześniej wykopanej dziury. Zimnym, czarnym piaskiem zakopali kogoś ważnego, takiego cennego w moim życiu. Podeszłam bliżej, kucnęłam i przyglądając się krajobrazowi zimowej nocy szepnęłam : "Kochałam cię, kocham i będę kochać. Teraz gdy twoja dusza jest tam daleko chcę abyś pamiętał, że ja nigdy o tobie nie zapomnę. I mam do ciebie prośbę abyś był przy mnie, wspierał mnie i nie pozwolił na krzywdę. Pragnę abyś bronił mnie w taki sposób jak jeszcze byłeś tu z nami."

Ostatnie słowa, które wypowiedziałam dzisiejszego dnia w jego kierunku zostaną w moim sercu na zawsze. Ten chłopak zostanie dla mnie na zawsze.
Podeszłam do matki i ojca mojego kolegi. Musiałam przekazać im, że nie są sami, że jak będą czegoś potrzebować to mogą na mnie liczyć.
-Jest mi tak okropnie więc państwo jest jeszcze gorzej. Luter był z państwem od urodzenia, ale jednak tak szybko odszedł. Nie zdążył się pożegnać oraz podziękować za wszystko, ale ja wiem, że on teraz chce państwu coś przekazać. Swoją śmiercią chce coś zmienić, tylko my nie możemy tego pojąć. Chcę abyście wiedzieli, że ja w każdej chwili mogę pomóc, jeśli tylko będą państwo tego pragnęli.
-Chloe są to na prawdę dla nas cenne słowa. Dziękujemy ci za wsparcie i tak piękne słowa otuchy.-powiedziała matka Payne, która następnie mnie przytuliła.
-Tak, to są magiczne słowa, które dodają nam energii na to aby każdy nowy dzień był dla nas coraz lepszy.-ojciec Luta także mnie przytulił. Myślę, że temu kochanemu małżeństwu zrobiło się od razu lepiej. Odeszłam trochę dalej. Na koniec pożegnałam się z Lutem.
-Żegnaj najdroższy przyjacielu.-wypowiedziałam te trzy słowa po czym ruszyłam przed siebie. Nie pewnym krokiem opuściłam to tajemnicze miejsce i ruszyłam w stronę mojego domu.

P.S. Wiem, że jest krótki, ale to miało być coś w stylu takiego epilogu :)

Autorka Julietta;3 :)
Gratuluję wygranej gdyż na prawdę na to zasługujesz. I nie ważne, że twoja praca jest krótka, ale najlepiej mi się ją czytało <3
Polecam : Life is a slut oraz twittera : @julliexoxo

Gratuluję wszystkim którzy wygrali i tym, którzy postanowili wziąć udział w konkursie :)

12/08/2012

8 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn
"Dla cierpienia nie mogę mieć współczucia. Zbyt jest brzydkie, zbyt straszne i przygnębiające."

Wraz z Liamem dojechaliśmy na miejsce. Wyskoczyłam jak poparzona z jego czarnego samochodu. A może nie był czarny? Możliwe, że to przez ciemność, która panowała na zewnątrz tak, a nie inaczej oświetlała pojazd, zmieniając jego kolor.
Szybkim tempem pobiegłam do recepcji. Kobieta szukała jakiś papierów więc musiałam chwilę zaczekać.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?-spytała się recepcjonistka.
-Dzień dobry. Chciałam się dowiedzieć gdzie leży Luter Payne?
-A pani z rodziny?-spytała.
-Jestem jego bratem ciotecznym, a to przyjaciółka Lutera.-wtrącił się brunet, który nawet nie wiem kiedy się znalazł przy mnie.
-Rozumiem.-powiedziała po czym zaczęła pisać coś na klawiaturze od komputera.-Leży w dwieście piątce, na trzecim piętrze.-czarnowłosa uśmiechnęła się do nas.
-Dziękujemy.-powiedziałam, a następnie wraz z Paynem ruszyliśmy w stronę windy. W końcu przyjechała więc wsiedliśmy do niej od razu. Nacisnęłam przycisk z numerem trzy. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy na górę.
Na korytarzu było tylko kilka osób. Większość siedziała przy salach szlochając bądź po oddziale poruszali się lekarze z różnymi papierami.
Doszliśmy do sali, w której leżał mój przyjaciel. Bez żadnego zastanowienia weszłam do środka. Lut otworzył oczy i delikatnie się uśmiechnął. Mocno przytuliłam się do chłopaka, nie chcąc go w ogóle puścić.
-Udusisz mnie.-powiedział, a ja go puściłam. Spojrzałam się na niego i sam obraz jego ciała mnie przeraził. Był podłączony do przeróżnych urządzeń. Twarz miał siną i bladą, natomiast ręce całe w siniakach.
-Co się stało?-spytał się jego brat cioteczny. Zajął miejsce na jednym z krzeseł więc ja postąpiłam tak samo.
-Jechałem do was, kiedy zza rogu wyjechał jakiś samochód. Kierowcą był pijany człowiek. Nie zdążyłem wyhamować i wjechałem w niego. Tamten koleś nie przeżył, a ja uszedłem z poważnymi ranami.
-Miałeś szczęście.-powiedział Liam.
-I to cholerne-dodałam.
-Nie powiedziałbym.
-Dlaczego?!-ja i brunet spytaliśmy razem, a Luter cicho się zaśmiał. Jego głos był za bardzo osłabiony by mógł powiedzieć coś głośniej niż robił do tej pory.
-Ponieważ mam krwiaka, którego nie da się usunąć.
-Co?!-krzyczałam ze wściekłości.-Ten pijany idiota zniszczył ci życie!-byłam wściekła jak nigdy dotąd.
-Ale to nie wszystko.-zahamował się. Chyba dobierał odpowiednie słowa, abyśmy to dobrze odebrali.-Gdyby nie ten wypadek, nigdy nie dowiedziałbym się o tym, że mam raka. Nie mam już nawet szans na przeżycie ponieważ trwa on już dobre dwa lata. Jak nie więcej.-chłopaka momentalnie posmutniał. My z resztą także. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie miałam odwagi, siły wykrztusić czegoś z siebie. Nawet nasz Daddy, który zawsze miał najlepsze słowa w odpowiedniej sytuacji, nie mógł wydać żadnego słowa ze swoich ust.
-Jak? Jak to możliwe?
-Nie każdy musi być zdrowy.-zaśmiał się. On sam nie wiedział co robi, mówi. Luter brał to wszystko na żarty. Może właśnie chciał umrzeć w szczęściu, a nie smutku.-Jeju, Chloe o czym ty myślisz? On nie umrze.-nakrzyczałam na siebie.
-Co ty opowiadasz?-spytałam.
-To co powinien. Chce przeżyć ostatnie chwile tak jak zawsze. Chce być sobą i niczym się nie martwić. Dlatego jutro stąd wychodzę.-wyszczerzył swój uśmiech, pokazując przy tym swoje równe, białe ząbki.
-Chłopie to jest dla ciebie za bardzo niebezpieczne.
-Liam nie martw się. Wole umrzeć na wolności niż w szpitalnym łóżku.
-Wiesz co? Ja nie mam zamiaru cię dzisiaj słuchać. Jutro pogadamy, może zmądrzejesz.-powiedział brunet i opuścił salę, w której leżał jego brat cioteczny.
-Popieram go.-przytuliłam chłopaka i ruszyłam w ślady Payne.
Wyszłam na świeże powietrze i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie wiem co on w ogóle wykombinował, ale ten wypadek zaszkodził jego mózgowi.
-Jedziesz?-spytał się mnie brunet.
-Nie. Ja spacerkiem wrócę do domu.
-Jak chcesz.-powiedział i ruszył przed siebie.-nie zwracając uwagi na odjeżdżający samochód mojego przyjaciela, ruszyłam przed siebie.
Szłam daleko przed siebie. Zimny wiatr wpływał rozluźniająco na moje spięte mięśnie. Włosy leciały na prawo i lewo, nie dając mi swobody na żadne myśli. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Jedyna osoba, której zaufałam i powierzyłam swoje sekrety może w każdej chwili stąd odejść. Dlaczego to właśnie ja mam takie ciężkie życie? Tracę przyjaciół kosztem ich i swojego bólu. To wszystko jest takie ciężkie...
Usiadłam na jednej z ławek umieszczonych w parku. Przyglądałam się krajobrazowi. Śnieg powoli sypał i wtedy wszystko wyglądało magicznie. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to co dzisiaj się wydarzyło.
Siedziałam tutaj jeszcze trochę, ale musiałam powoli się zbierać gdyż robiło się już ciemno i zimno.
Wracając do domu z moich oczu poleciało kilka łez. Za trzy dni sylwester. Wszystko miało wyglądać tak jak dawniej, a niestety tak nie będzie. Za pewno całą naszą szóstką będziemy pilnować Luta by nic mu się nie stało i żeby za dużo nie wypił. A on? A on i tak nie będzie się nami przejmował, bo ten 31 grudnia na 1 stycznia będzie chciał przeżyć po swojemu.
Zadzwonił mój telefon więc odrzuciłam wszystkie myśli na bok. Z kieszeni kurtki wygrzebałam mojego białego Iphon'a po czym spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Zayn także bez żadnego zawahania odebrałam.
-Halo?
-Cześć Chloe.-usłyszałam i mimowolnie się uśmiechnęłam.-Słyszałem co się stało. Wiem, że jest ci z tym wszystkim źle więc może byś chciała się spotkać i wypłakać. Z miłą chęcią wysłucham twoich smutków.-zaproponował. Było to na prawdę miłe z jego strony, ale jednak nie miałam na to już dzisiaj siły.
-Przepraszam cię, ale jestem zmęczona i chciałabym odpocząć sama. Mam ochotę poukładać kilka spraw w głowie, ale w samotności.
-Rozumiem cię. W takim razie nie przeszkadzam.
-To pa.-powiedziałam i nie czekając na odpowiedź Malika od razu się rozłączyłam.
Dochodząc do mojego domu, zaczęłam szukać kluczy od mieszkania. Wyciągnęłam je i włożyłam do zamka. Przekręciłam kluczyk w lewą stronę, dwa razy po czym weszłam do środka. Kurtkę powiesiłam na wieszaku, szalik, czapkę oraz rękawiczki schowałam do szuflady, natomiast buty odłożyłam do szafki. W domu było ciepło gdyż mama za pewne włączyła ogrzewanie.
Przechodząc obok salonu spojrzałam na zegarek. Była już pierwsza w nocy co oznaczało, że rodzicielka już śpi.
Po cichu weszłam na górę. Od razu udałam się do sypialni. Wyjęłam piżamę i z nią poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Gdy już wyszłam wytarłam się starannie ręcznikiem, a na suche już ciało włożyłam wcześniej wybrane ubrania. Zmęczona wróciłam do mojego ładnego pokoju. Położyłam się na łóżko i opatuliłam się kołdrą. Przez dzisiejszy męczący dzień, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


Głupia ja dodaje rozdział o 1:30 :DPrzypominam również o konkursie, który zorganizowałam.Można napisać kontynuacje tego bloga, własny rozdział, ale musi wystąpić w nim Chloe lub Luter, imagina w roli głównej z Chloe bądź wykonać nagłówek na tego bloga.Wasze prace wysyłajcie na paradiseofdreams0@gmail.com Na prace czekam do 15 grudnia tego roku xd W tytule pracy wpisujecie KONKURS, a pod waszą pracą adres bloga, stronę na fb, twittera bądź co chcecie do opublikowania jeśli praca by wygrała <3

12/01/2012

7 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn
"Magia świąt minęła, ale wspomnienia zostają."

Wszystko odleciało, a z nim moje marzenia. Nie wróciłam do Paryża, nie mogłam. Nie wytrzymałabym długiego rozstania z mamą. Tu jest moja rodzina, tutaj znajduje się mój nowy dom.
Dzisiaj umówiłam się z chłopakami z One Direction. Zaprosili mnie do siebie do domu więc zgodziłam się. Ciesze się na wieść, że mogę ich w końcu bliżej poznać. Wydają się mili, no i muszę przyznać, że są przystojni...
Nie myśląc dalej o dzisiejszym dniu postanowiłam w końcu opuścić moje wygodne łóżko. Pewnym krokiem ruszyłam do łazienki gdzie wzięłam szybki, poranny prysznic. Letnia woda pobudziła moje zaspane ciało. Wytarłam się starannie ręcznikiem, a na suche już ciało włożyłam wcześniej wybrane ubrania. Rzęsy pomalowałam tuszem, a całe oczy podkreśliłam lekko eyelinerem. Gdy byłam już gotowa wróciłam do pokoju. Do prawej kieszeni spodni włożyłam mojego Iphon'a. Zeszłam na dół po schodach do kuchni. Podczas gdy smażyła się jajecznica z górnej szafki wyjęłam mój ulubiony, zielony kubek. Wsypałam dwie łyżeczki kakaa po czym zalałam gorącym mlekiem. Wymieszałam wszystko, a następnie miałam pyszne picie. Na talerz nałożyłam moje dzisiejsze śniadanie i zasiadłam do stołu. Powoli konsumowałam mój przepyszny posiłek.
Kiedy już skończyłam pozmywałam po sobie naczynia. Z jednej z szuflad wyjęłam notesik, wyrwałam małą kartkę i napisałam na niej : "Idę do chłopców, z którymi pracujesz. Nie wiem o której wrócę, więc nie czekaj z kolacją ;) Chloe xoxo" 
Na przedpokoju założyłam kurtkę, czapkę, szalik, buty oraz rękawiczki po czym opuściłam mieszkanie. Drzwi zamknęłam na klucz, a potem klucze schowałam do kieszeni w kurtce. Ruszyłam przed siebie nawet nie zastanawiając się nad tym co mnie spotka u chłopaków.
Śnieg sypał jak szalony, chyba nadrabiał straty świąteczne. Gdzieniegdzie widziałam ulepione bałwany, a jeszcze w innych miejscach śmiałam się z dzieci, które obrzucały się śnieżkami. Zawsze lubiłam tą zabawę. Na sam ich widok przypomina mi się Paryż i czasy młodości. Kiedyś nawet złamałam nogę przez kolegę, a jeszcze kiedy indziej dostałam lodem w twarz. Bolało mnie wtedy niemiłosiernie i miałam czerwony ślad na policzku.-nie mogąc przestać wspominać starych czasów zaczęłam się śmiać. Niektórzy przechodni dziwnie się na mnie patrzyli, ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Nawet nie wiem kiedy doszłam do domu moich znajomych. Zapukałam kilka razy. Po dosyć długiej chwili otworzył mi Niall. Miał na sobie sweterek
podchodzący pod kolor brązu, czarne rurki i tego samego koloru vansy. Na nosie miał czarne Ray-Bany, które dziwnie wyglądały podczas zimowej pory roku.
-Niall po co ci te okulary?-spytałam przytulając się do chłopaka.
-Bo mi się nudziło.-zaśmiał się. -Ale ty przyszłaś więc teraz będzie fajnie.-dałam po czym teraz obydwoje się śmialiśmy.
-Nie podlizuj się tak.-powiedziałam wchodząc do środka. Zdjęłam kurtkę, buty i inne zimowe rzeczy. Udałam się do salonu, natomiast blondyn cały czas szedł za mną. Cała czwórka siedziała na jednej kanapie. Przytuliłam każdego po kolei, a następnie nie pchając się do nich zajęłam miejsce na białym fotelu. Horan natomiast usiadł na podłodze. Wziął do ręki pilota i skakał z programu na program. Po dłuższym namyśle zostawił włączone MTV Hits gdzie leciały całkiem niezłe piosenki.
-To co tam u ciebie?-Liam zaczął całą rozmowę.
-Po staremu.-uśmiechnęłam się, na co brunet zareagował tym samym.
-Ale Chloe nie przyszła do nas by grzać dupę na fotelu, tylko po to aby się rozerwać.-zasugerował loczek. Na jego słowa wszyscy mu przytaknęliśmy po czym równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.
-W takim razie co robimy?-spytał się Zayn.
-Butelka!-krzyknął Louis i opuścił pomieszczenie. Wrócił po kilku sekundach z pustą, szklaną butelką po jakimś soku. Wszyscy byliśmy zadowoleni z pomysłu Lou więc usiedliśmy na podłodze. Mimo tego, że byłam tylko jedną dziewczyną w tym gronie ta zabawa mi nawet nie przeszkadzała.
-To kto pierwszy?-dopytywał Malik.
-Ja chce!-krzyczał loczek. Harry wziął do ręki butelkę i mocnym ruchem spowodował, że ten przedmiot zaczął się kręcić. W głębi duszy modliłam się aby nie wypadło na mnie lecz na moje nieszczęście czubek butelki wskazywał prosto na moje ciało.
-Hmm, więc Chloe wyzwanie czy prawda?-spytał Styles.
-Prawda.-uśmiechnęłam się do niego.
-Czy darzysz kogoś uczuciem miłości?
-Nie.-powiedziałam pewnym tonem. Widziałam jak Liam trochę posmutniał, ale nie za bardzo się tym przejęłam gdyż on w ogóle nie jest w moim typie. Owszem jest przystojny, ale nie. Nie mogłabym z nim być. Zresztą na razie i tak nikogo nie szukam. Nie myśląc już o tym dłużej zakręciłam teraz ja. Wypadło na pana marchewkę.
-Prawda czy wyzwanie?
-Prawda.-odpowiedział i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Podoba ci się ktoś aktualnie?-chłopak na to pytanie spuścił głowę i lekko kiwnął na tak. Wyciągnął rękę po butelkę i tym razem on mocno nią zakręcił. Wypadło na Zayna, który był bardzo zawzięty całą tą grą.
-Wyzwanie.-powiedział nawet nie dając dojść do słowa Tomlinsonowi.
-Pocałuj naszą słodką koleżankę.-zabiłam wzrokiem niebieskookiego, ale on tylko szyderczo się uśmiechnął. Mulat powoli zaczął się do mnie zbliżać. Niepewnie musnął moje usta po czym zaczęliśmy się coraz szybciej i namiętniej całować. Payne odchrząknął więc się od siebie odłączyliśmy. Brązowooki oblizał swoje usta, a następnie wrócił na swoje miejsce. Ten pocałunek mi się strasznie podobał. Nie wiem dlaczego tak to wyszło. Na ogół jestem dosyć nieśmiałą osobą, albo przynajmniej zakrytą w swoich uczuciach, a tu bam całuje się z osobą, którą znam zaledwie kilka dni.
Widziałam zdziwienie Zayna, może jednak najgorzej według niego nie było. Delikatnie się uśmiechnęłam i dalej powróciłam do gry. Tym razem kręcił Malik. Wypadło na Horana, który musiał zatańczyć "taniec głodowy". Wyglądało to zabawnie, wszyscy tarzaliśmy się na tej podłodze, niestety dźwięk telefonu musiał nam przerwać. Pan bojący się łyżek wyciągnął swoją komórkę po czym odebrał ją.
-Halo?
-Tak, to mój brat cioteczny.
-Jak to?!
-Zaraz tam będę.-tylko te urywki rozmowy udało się nam usłyszeć. Z naszej perspektywy nie wyglądało to za ciekawie.
-Co się stało?-spytałam.
-Luter jest w szpitalu.-powiedział po czym zaczął się ubierać.
Zamarłam w bezruchu, z nogami swobodnie leżącymi na podłodze. Bez butów, tylko w białych skarpetkach w pomarańczowe kropki. Wgapiałam się w biegającego Payna, który w pośpiechu szukał przeróżnych rzeczy. Moja dziecinna twarz za pewne nie wyrażała żadnych emocji. Także zaczęłam się ubierać, postanowiłam pojechać z nim gdyż Lut to mój dobry kolega. Wsiedliśmy do samochodu chłopaka i ruszyliśmy w stronę szpitalu.
-Co mu się stało?-pytałam podenerwowana.
-Miał wypadek.-powiedział ze smutkiem w głosie. Od czasu do czasu moje błękitne oczy wypełniały się łzami, które z trudem powstrzymywałam. Ze złości zaciskałam zęby oraz pięści. Rozpaczliwie poszukiwałam jakiegokolwiek powodu do radości, ale cały czas przed oczami ukazywał mi się Luter leżący na łóżku szpitalnym z poważnymi ranami. Gdy dojechaliśmy na miejsce uczucie smutku za bardzo mną dominowało, że słone łzy aż same poleciały niczym woda lejąca się z kranu.

Na początek muszę was przeprosić za moją długą nieobecność, która spowodowana była nauką. Teraz już do świąt mam spokój gdyż oceny są poprawione, dlatego też rozdziały będą pojawiały się częściej.
Przypominam również o konkursie, który zorganizowałam.
Można napisać kontynuacje tego bloga, własny rozdział, ale musi wystąpić w nim Chloe lub Luter, imagina w roli głównej z Chloe bądź wykonać nagłówek na tego bloga.
Wasze prace wysyłajcie na paradiseofdreams0@gmail.com Na prace czekam do 15 grudnia tego roku xd W tytule pracy wpisujecie KONKURS, a pod waszą pracą adres bloga, stronę na fb, twittera bądź co chcecie do opublikowania jeśli praca by wygrała <3