12/25/2012

9 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima Londyn, Sylwester
"Żyj każdą chwilą, bo nawet nie wiesz kiedy będzie ta ostatnia."

Z perspektywy Lutera :
Udało mi się wyjść z tego szpitala. Oczywiście na początku nie chcieli mnie wypuścić, ale pod pewnymi prośbami jeden z lekarzy dał się ubłagać. Kazali mi na siebie uważać lecz ja i tak nie będę. Nie po to wróciłem do domu  by teraz, w sylwestra nie napić się alkoholu.
Większość ludzi pewnie wyśmiało by mnie, że nie chcę dłużej pożyć. Ja po prostu chce umrzeć w szczęściu, chce byś sobą, a nie cierpieć w szpitalnym łóżku z książką w ręku.
Nie zastanawiając się więcej nad moim życie udałem się do łazienki. Szybka, lecz przyjemnie pobudzająca kąpiel momentalnie dała ukojenie moim mięśniom. Wytarłem się starannie ręcznikiem i na suche już ciało założyłem szarą bluzkę na krótki rękaw, niebieską bluzę, czarne rurki oraz tego samego koloru vansy. Rozpakowałem wszystkie rzeczy, które miałem w szpitalu po czym zszedłem na dół, do kuchni. Na śniadanie przygotowałem sobie grzanki oraz gorącą kawę. Na szklanym stole położyłem biały talerz z posiłkiem, oraz mój ulubiony kubek. W ciągu kilkunastu minut skonsumowałem przepyszny posiłek. Pozmywałem po sobie wszystkie naczynia po czym wróciłem do mojego pokoju. Usiadłem przy biurku i włączyłem laptopa. Wszedłem na Twitter'a aby zobaczyć czy w ostatnim czasie działo się coś ciekawego. Niestety nic się nie zmieniło. A może lepiej? Nie wiem sam. Wyłączyłem komputer gdyż nie miałem co na nim robić. Położyłem się na łóżku, wysunąłem spod kołdry rękę aby wziąć pilota, a następnie włączyłem telewizor, który wisiał na jednej ze ścian. Przeskakiwałem z programu na program w celu znalezienia czegoś normalnego. Po kilkominutowej udręce postanowiłem zostawić jakiś program muzyczny. Wsłuchując się kolejne nuty piosenek usnąłem dosyć szybko. W końcu musiałem się dobrze wyspać przed dzisiejszą nocą.
*Kilka godzin później*
Obudził mnie dzwonek mojej komórki. W mgnieniu oka odebrałem, nie zwracając uwagi na to kto dzwoni.
-Halo?-powiedziałem dosyć zaspanym głosem.
-Luter jak się czujesz?-usłyszałem głos Chloe. Od razu wiedziałem, że dzwoni aby upewnić się, że jestem w stanie iść na dzisiejszy sylwester do najpopularniejszego klubu w Londynie.
-Dobrze. Nie masz się czym martwić.
-Ale na pewno?
-Tak.-zapewniałem moją przyjaciółkę.
-Mam nadzieję, bo jeśli jest inaczej to zawieziemy cię do szpitala. Do zobaczenia za dwie godziny.-nie dała mi nic powiedzieć gdyż brunetka od razu się rozłączyła.
Zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. -Długo spałem.-powiedziałem sam do siebie. Wytargałem się z dużego, dwuosobowego łóżka po czym poszedłem się odświeżyć. Letni prysznic mnie pobudził. Ubrałem na siebie czarne rurki, tego samego koloru vansy i czerwono-czarną koszulę. Przeciągnąłem się gdyż byłem jeszcze nie za bardzo wyspany. Powieki mi się same zamykały, ale musiałem zacząć udawać, że mam w sobie dużo energii.
Na przedpokoju założyłem kurtkę i opuściłem mieszkanie. Zamknąłem drzwi na klucz aby przez przypadek nikt się nie włamał. Następnie wsiadłem do samochodu, odpaliłem go i ruszyłem w stronę domu chłopaków gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać.
Na miejscu byłem po około piętnastu minutach. Opuściłem czarna toyotę i bez pukania w drzwi wszedłem do środka.
-Jestem.-krzyknąłem gdy wchodziłem w głąb mieszkania.
-Nareszcie.-uśmiechnął się Liam. Przywitałem się z całą piątką, a potem podszedłem do Chloe i Eleanor, które zawzięcie o czymś dyskutowały.
-Cześć dziewczyny.-przytuliłem obie, a one tylko odwzajemniły uścisk.
-Jak się czujesz?-podszedł do mnie Harold.
-Wspaniale. Idziemy?-jak najszybciej chciałem zmienić ten temat gdyż już mnie strasznie drażnił. Całą ósemką wyszliśmy na zewnątrz. Zamówiliśmy dwie taksówki ponieważ nikt stamtąd nie będzie wracał po alkoholu własnym samochodem.
Ja, Niall, Harry oraz Zayn pojechaliśmy jedną, natomiast reszta pojechała drugą taksówką.
Gdy dojechaliśmy na miejsce było słychać już głośną muzykę. Podeszliśmy do wejścia. Ochroniarze oznaczyli nas na swojej liście i dopiero wtedy mogliśmy spokojnie wejść. Zostawiliśmy niepotrzebne nam rzeczy w szatni po czym udaliśmy się w stronę trwającej już imprezy. Mimo wczesnej jeszcze godziny, niektórzy byli już ostro wstawieni. Usiedliśmy przy naszym stoliku. Był tylko jeden, ale zdecydowanie wystarczył dla nas wszystkich. Na początku trochę rozmawialiśmy, ale już po jakimś czasie każdy miał zamiar dobrze się zabawić. Podszedłem do baru i zamówiłem sobie mocnego drinka. Wypiłem go na pobudzenie, ruszyłem na parkiet i zacząłem tańczyć. Jako grupka się rozproszyliśmy. Nie widziałem żadnej mi znajomej osoby więc tańczyłem z kim popadnie.
Byłem zmęczony więc postanowiłem choć chwilę odpocząć. Usiadłem przy naszym stoliku gdzie siedziała moja ulubiona brunetka.
-Jak zabawa?-spytałem.
-Cudownie. Usiadłam, bo musiałam chwilę odsapnąć.
-To tak jak ja.-uśmiechnąłem się do dziewczyny, a ona szczerze odwzajemniła uśmiech. Dostrzegłem jej białe, równe ząbki. Wtedy poczułem takie jakby motylki w brzuchu. Wiedziałem, że ona mi się podoba lecz nie chcę jej tego mówić. To nie ma żadnego sensu. Zostało mi tak mało życia przez raka i nie chce jej zranić. Przerwałem moje rozmyślenia gdyż nie chciałem aby widziała, że czymś się przejmuję.
Nie zwracając uwagi na moją przyjaciółkę opuściłem to miejsce i podszedłem po raz kolejny dzisiejszego dnia do baru. Usiadłem na wysokim krześle i zamówiłem już chyba z piątego drinka, jak nie więcej. Alkohol za alkoholem bazował w mojej głowie. Powoli zaczynało robić mi się nie dobrze, ale jednak bawiłem się dalej. Na parkiecie wygłupiałem się jak szalony. Nie zwracałem na nic, ani na nikogo uwagi. Wszystko miałem głęboko gdzieś.
Powoli zbliżało się do odliczania. Kelnerzy zaczęli chodzić po sali i rozdawać każdemu po kieliszku szampana. Nasza paczka wróciła do stolika gdyż chcieliśmy świętować nowy rok blisko siebie. Od każdego było czuć woń piwa, wódki bądź innych tego typu napojów. Harry ledwo co stał na nogach, a Liam był jego zupełnym odzwierciedleniem  On jak zawsze pił najmniej gdyż ma słabe serce i musi je oszczędzać, a poza tym jego nigdy nie ciągnęło do różnego rodzaju używek.
-Wychodzimy na dwór?-Zayn przerwał moje myśli.
-Tak.-Louis zachowywał się zupełnie jak dziecko. Wyszliśmy na dwór z kieliszkami, aby móc wszystko obejrzeć. Przed nami stał bilbord, który zaczął już powoli odliczać od dwudziestu.
-Coraz bliżej nowy rok.-krzyczał Niall, który w oczach miał zafascynowanie. Zupełnie jakby pierwszy raz był przy odliczaniu. Już pozostało dziesięć sekund do rozpoczęcia nowego życia. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, ZERO! I właśnie w tej chwili odliczanie się skończyło, a na ciemnym niebie widzieliśmy przepiękne fajerwerki. Wszyscy byli szczęśliwi. Niektórzy skakali z radości, a inni po prostu płakali przez te całe emocje.
-Wszystkiego najlepszego!-składaliśmy sobie życzenia, aby ten 2013 rok przyniósł nam o wiele więcej ciepła niż poprzedni...
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że nagle straciłem przytomność...

Trolololo jest rozdzialik. Jak wam się podoba? Mi nie za bardzo. Chciałam coś tu zmienić, ale nie wiedziałam co.
Polecam :
http://forget-what-it-was.blogspot.com/ (twittera : @patricia_swagg)
twittera : @bubazuza
http://life-is-a-slut.blogspot.com/ (twittera : @julliexoxo

12/23/2012

Wyniki Konkursu

Dostałam pracę w trzech kategoriach :
-trzy nagłówki
-jeden imagin
-pięć kontynuacji tego bloga.
Ogólnie prac jest mało, ale były to prace warte mojej uwagi. Osoby, które to wysłały do mnie widać na pierwszy rzut oka, że przykładają się do tego co robią.
Chciałam pogratulować wszystkim, którzy postanowili wystartować w konkursie, jest mi na prawdę miło.
Jeśli chodzi o mój wybór, to nie miałam łatwego zadania. Najchętniej wybrałabym to wszystko lecz nie mogę. Myślę, że to co wybrałam jednak jest w jakimś stopniu najlepsze.


Zacznę od nagłówka:


Autorka Patrycja :)
Muszę powiedzieć, że ten nagłówek spodobał mi się najbardziej.
Po pierwsze kolorystycznie pasuje mi do wystroju bloga. Po drugie dziewczyna, która to wykonała widzę, że czyta mojego bloga. Po prawej stronie jest Paryż gdzie bohaterka się urodziła i mieszkała przez 17 lat. Natomiast po lewej stronie jest Londyn gdzie Chloe przeprowadziła się aby jej matka mogła rozszerzyć swoje umiejętności w pracy. Także główna bohaterka, która widnieje tutaj są jej pomyślnie pobrane i ustawione zdjęcia.
Bardzo gratuluję wygranej gdyż na to zdecydowanie zasłużyłaś 
Polecam : forget what it was, live tomorrow i twittera : @patricia_swagg


Imagin :

Nie miałam co tu wybierać gdyż pojawił się tylko jeden :


Zwykły piątkowy wieczór Chloe spędzała z przyjaciółmi w klubie. Bawili się najlepiej jak tylko mogli i żadne z nich nie żałowało przyjścia tutaj. Zbliżała się trzecia w nocy więc dziewczyna postanowiła się już zbierać. Była już wstawiona dlatego miała poważne problemy z ubraniem kurtki. Chwiejnym krokiem opuściła klub. Brązowowłosa nie zdążyła dojść do taksówki gdyż upadła na zimn

y i do tego brudny beton. Przed Chloe stanął wysoki Mulat. Próbował pomóc jej wstać lecz nie przynosiło to żadnych efektów. Zadzwonił po swoich znajomych, aby nastolatka nie została tu sama. W czasie gdy nieznajomy dzwonił ona zwymiotowała na jego nowe nike.
-Kurwa, to moje ulubione buty ! -zaczął przeklinać, ale ona w ogóle go nie słuchała. Podeszli jego przyjaciele i całą piątką pomogli jej wstać. Załadowali brunetkę do swojego samochodu i wraz z nią gdzieś pojechali.
Dziewczyna ułożyła głowę na kolanach tajemniczego chłopaka. Usnęła momentalnie gdyż była bardzo zmęczona.
Ran obudziła się z dosyć mocnym bólem głowy. Nie była u siebie i nie pamiętała niczego z wczorajszej nocy. Młoda dziewczyna wyszła z ciepłego łóżka i po cichu zeszła na dół.
Z jakiegoś pomieszczenia dobiegały głośne śmiechy. Chloe postanowiła się tam udać. Stanęła w progu i zobaczyła pięciu, przystojnych chłopców.
-Przepraszam czy ktoś mógłby wytłumaczyć mi co ja tu robię ? -wzroki nieznanych dziewczynie osób skierowały się w jej stronę. Chłopak o ciemnej karnacji wstał do niej po czym jak dżentelmen pomógł jej usiąść na kanapie.
-Byłaś wczoraj w najlepszym z Londyńskich klubów i byłaś tak pijana, że wywaliłaś się ze schodów. Nie wiedzieliśmy gdzie mieszkasz gdyż nie posiadałaś przy sobie żadnych dokumentów i w ogóle nie kontaktowałaś. Dlatego zabraliśmy cię do nas.
-Jeju, jest mi strasznie głupio. Nigdy nie doprowadzałam siebie do takiego stanu. Na prawdę nie mam pojęcia dlaczego tak postąpiłam. -brunetka się tłumaczyła.
-To nie wszystko. - wtrącił się blondyn, który coś wcinał.
-Zwymiotowałaś na jego buty ! -zaczął się śmiać chłopak, który na głowie miał burzę loków. Zresztą nie tylko on, bo brązowowłosa również.
-Serio ? Przepraszam, tak mi głupio. - zaczerwieniła się. Wszyscy przedstawili się aby mieć ze sobą normalniejszy kontakt. Zayn poszedł z nią na górę. Z szafy wyciągnął swoją koszulkę, a następnie podarował ją swojej nowej znajomej. Chloe poszła do łazienki. Szybka kąpiel rozluźniła jej spięte mięśnie. Wytarła się ręcznikiem, który także dostała i na suche już ciało założyła swoje czarne rurki, oraz bluzkę nowo poznanego kolegi. Zmyła makijaż po czym zeszła na dół. Zjadła śniadanie przygotowane przez Liama.
-Ja już muszę spadać. Jeszcze raz przepraszam was za kłopot i dziękuję za pomoc. - uśmiechnęła się do nich i opuściła ich mieszkanie. Malik postanowił odwieźć ładną brunetkę...

kilka miesięcy później:

Chloe spacerowałaś po parku wraz z Zaynem. Od tamtego dnia mają ze sobą bardzo dobry kontakt. Lubią spędzać razem czas i powoli czują lekkie zauroczenie lecz żadne do tej pory nie chciało się przyznać.
Dzisiaj rozmawiali o ich pierwszym spotkaniu.
-A najlepsze było to jak perfidnie zrzygałaś mi się na buty. - zaczęli się oboje śmiać. -Ale teraz jest to nie ważne. - dodał. Malik przysunął swoją twarz do jej i delikatnie musnął jej usta. Po chwili namiętnie się całowali. Poczuła motylki w brzuchu, zakochała się. Gdy przestali, każde z nich szybciej oddychało.
-Kocham cię. - wyszeptał Zayn po czym złapał swoją ukochaną za rękę. Ruszyli przed siebie i od tamtej pory są ze sobą szczęśliwi. 


Autorka Zuza :)
Ogólnie imagin jest całkiem spoko. Pojawia się kilka powtórzeń, ale nie będę na to narzekać xd
Gratuluję też weny, która autorce towarzyszyło. Pośmiałam się z tego jak Chloe zwymiotowała na buty Zayna 

Polecam twittera : @bubazuza


Kontynuacja tego bloga :


Od razu mówię, że z tym miałam najtrudniejszy kłopot. Wszystkie prace które dostałam były rewelacyjne. Tak na prawdę nie wiem czemu wybrałam akurat tą, ale jakoś od razu mi się spodobała i mam nadzieję, że wam również.

Narrator :
”Gdzieś tam wysoko jest kosmos, a za nim niebo. Ale nie to, które widzimy lecz to, do którego gnają nasze dusze”


Wszystko ostatnio dzieje się zbyt szybko. Przeprowadzka, którą doznałam, a potem ten cały problem z Luterem. To wszystko za bardzo mną wstrząsnęło bym mogła normalnie funkcjonować. Powoli już nie daje sobie z tym rady.
Jedynym szczęściem jest to, że mam wsparcie u Zayna, Liama, Nialla, Harrego oraz Louisa. To oni naprawiają mi skrzydła bym nie spadła w dół lecz czy to przynosi jakiekolwiek efekty? Nie wiem. Nawet nie umiem odpowiedzieć na tak głupie pytanie. Chore, ale prawdziwe.
Powracając do Luta, który leży teraz przede mną w trumnie. Nie oddycha, nie mówi ani nie myśli. Po prostu zmarł. Odszedł bez słowa pożegnania. Jestem zła na niego, że od tak mnie zostawił, ale nie powinnam gdyż teraz jest mu na pewno lepiej.
Wstrętny pasożyt mi go zabrał i to jemu powinnam wytykać od najgorszych. Ale to nawet nie ma żadnego już sensu. Chyba nic teraz nie ma dla mnie sensu.
Delikatnie oparłam głowę o ramię Hazzy, który siedział obok mnie. Brunet tylko zerknął na mnie po czym od razu mnie przytulił. Właśnie tego najbardziej potrzebowałam w tej chwili. Chciałam poczuć kogoś bliskiego, odzyskać coś co wydaje mi się, że tak łatwo straciłam.
-Wszystko się ułoży.-chłopak mnie pocieszał, ale ja wiedziałam swoje. Mam wrażenie, że ta pętla nieszczęść pozostanie przy mnie już na zawsze. Może tak Bóg chciał? Tylko nie rozumiem co chciał tym osiągnąć?
Podobno raz osiąga się szczyt, a chwilę później się z niego spada w wir nieregularnych nieszczęść. I tak jest ze mną. Ze zwykłą dziewczyną, która w Paryżu zdobyła przyjaciółkę, potem wszystko straciła przez wyjazd do Londynu. A teraz, w tej chwili? Po raz kolejny zsunęła się ze stromej góry aby doznać smak śmierci bliskiej osoby. I teraz, właśnie w tej chwili niech mi ktoś odpowie czy to jest w porządku wobec mnie. W końcu są osoby, które codziennie żyją pełnią szczęścia. Nie martwią się o nic i nie płaczą. Chodzą różnymi drogami śmiejąc się spoglądają w ich kolorową przyszłość.
Odłożyłam myśli na bok gdyż ksiądz skończył mszę, a trumnę powoli wynosili na zewnątrz. Teraz część oficjalna. Niestety...
Czarny, podłużny samochód jechał po woli, a za nim szli wszyscy przybyli goście. Najbliżsi z przodu, a reszta z tyłu coraz dalej od martwego.
-Harry proszę chodźmy na koniec.-mój przyjaciel nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za rękę i zrobił to o co go poprosiłam. Do nas dołączył się Zayn, Louis oraz Niall. Tylko Liam jako brat cioteczny Lutera został z przodu.
Stanęłam na chwilę. Z kieszeni torebki wyjęłam paczkę chusteczek. Pociągnęłam za jedną i zaczęłam wycierać łzy, które leciały jak niepowstrzymane.
-To nie może być prawda!-krzyczałam lecz to i tak nic nie zmieniło.
-Cii.-swoim ramieniem teraz objął mnie Zayn, który jako jedyny miał spokojną twarz. Zachowywał się jakby śmierć bliskiej osoby była dla niego pestką do zjedzenia.-Niestety nic już nie zmienisz, ale pomyśl o tym, że teraz jest mu lepiej. I, że delikatnie na ciebie spogląda, uśmiecha się, a przede wszystkim jest tu, obok ciebie.
-Tak Malik ma racje. On idzie przy tobie. Wspiera cię i docenia, że cierpisz gdyż go kochasz.-dodał Niall, który z nerwów przeszywających jego ciało jadł czekoladowego batonika.
-Nawet nie wiem co bym bez was zrobiła.
-Zatrzymała się na szczebelku dołu i nie wznosiła się dalej.-powiedział Louis.
Spojrzałam na ich zmarznięte twarze i niewidocznie dla innych się uśmiechnęłam.
Królu nieba jeśli masz dla nas jakiś plan, jeśli kiedyś będzie dobrze daj mi...-przerwałam na chwilę własne myśli.-...nam jakiś znak, proszę.
Chwilę później gdy opróżniłam mój umysł od stresujących myśli zaczął padać śnieg. Duże, białe płaty, które mimo już stycznia nie pojawiły się ani razu podczas tej zimy.
-Dziękuję.-powiedziałam. Chłopcy się na mnie dziwnie spojrzeli, ale ja nie zwracałam na nich jakiejkolwiek uwagi.
Gdy przekroczyliśmy bramę cmentarza nieprzyjemnie ciarki przeszły moje spięte ciało. Szliśmy przeróżnymi alejkami. Wszędzie leżały trupy w trumnach lub trumienkach. Niektóre były małe, a inne duże. Jedne to były dzieci, a drudzy to dorośli.
-Jedni chowają rodziców, a innych chowają rodzice.-powiedział ksiądz gdy tylko wyjmowali trumnę. Jasne drewno, w którym leżał mój przyjaciel, siwowłosy mężczyzna poświęcił wodą święconą. Następnie przemówiliśmy modlitwę po czym czterech mężczyzn na linach zsunęło Luta do wcześniej wykopanej dziury. Zimnym, czarnym piaskiem zakopali kogoś ważnego, takiego cennego w moim życiu. Podeszłam bliżej, kucnęłam i przyglądając się krajobrazowi zimowej nocy szepnęłam : "Kochałam cię, kocham i będę kochać. Teraz gdy twoja dusza jest tam daleko chcę abyś pamiętał, że ja nigdy o tobie nie zapomnę. I mam do ciebie prośbę abyś był przy mnie, wspierał mnie i nie pozwolił na krzywdę. Pragnę abyś bronił mnie w taki sposób jak jeszcze byłeś tu z nami."

Ostatnie słowa, które wypowiedziałam dzisiejszego dnia w jego kierunku zostaną w moim sercu na zawsze. Ten chłopak zostanie dla mnie na zawsze.
Podeszłam do matki i ojca mojego kolegi. Musiałam przekazać im, że nie są sami, że jak będą czegoś potrzebować to mogą na mnie liczyć.
-Jest mi tak okropnie więc państwo jest jeszcze gorzej. Luter był z państwem od urodzenia, ale jednak tak szybko odszedł. Nie zdążył się pożegnać oraz podziękować za wszystko, ale ja wiem, że on teraz chce państwu coś przekazać. Swoją śmiercią chce coś zmienić, tylko my nie możemy tego pojąć. Chcę abyście wiedzieli, że ja w każdej chwili mogę pomóc, jeśli tylko będą państwo tego pragnęli.
-Chloe są to na prawdę dla nas cenne słowa. Dziękujemy ci za wsparcie i tak piękne słowa otuchy.-powiedziała matka Payne, która następnie mnie przytuliła.
-Tak, to są magiczne słowa, które dodają nam energii na to aby każdy nowy dzień był dla nas coraz lepszy.-ojciec Luta także mnie przytulił. Myślę, że temu kochanemu małżeństwu zrobiło się od razu lepiej. Odeszłam trochę dalej. Na koniec pożegnałam się z Lutem.
-Żegnaj najdroższy przyjacielu.-wypowiedziałam te trzy słowa po czym ruszyłam przed siebie. Nie pewnym krokiem opuściłam to tajemnicze miejsce i ruszyłam w stronę mojego domu.

P.S. Wiem, że jest krótki, ale to miało być coś w stylu takiego epilogu :)

Autorka Julietta;3 :)
Gratuluję wygranej gdyż na prawdę na to zasługujesz. I nie ważne, że twoja praca jest krótka, ale najlepiej mi się ją czytało <3
Polecam : Life is a slut oraz twittera : @julliexoxo

Gratuluję wszystkim którzy wygrali i tym, którzy postanowili wziąć udział w konkursie :)

12/08/2012

8 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn
"Dla cierpienia nie mogę mieć współczucia. Zbyt jest brzydkie, zbyt straszne i przygnębiające."

Wraz z Liamem dojechaliśmy na miejsce. Wyskoczyłam jak poparzona z jego czarnego samochodu. A może nie był czarny? Możliwe, że to przez ciemność, która panowała na zewnątrz tak, a nie inaczej oświetlała pojazd, zmieniając jego kolor.
Szybkim tempem pobiegłam do recepcji. Kobieta szukała jakiś papierów więc musiałam chwilę zaczekać.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?-spytała się recepcjonistka.
-Dzień dobry. Chciałam się dowiedzieć gdzie leży Luter Payne?
-A pani z rodziny?-spytała.
-Jestem jego bratem ciotecznym, a to przyjaciółka Lutera.-wtrącił się brunet, który nawet nie wiem kiedy się znalazł przy mnie.
-Rozumiem.-powiedziała po czym zaczęła pisać coś na klawiaturze od komputera.-Leży w dwieście piątce, na trzecim piętrze.-czarnowłosa uśmiechnęła się do nas.
-Dziękujemy.-powiedziałam, a następnie wraz z Paynem ruszyliśmy w stronę windy. W końcu przyjechała więc wsiedliśmy do niej od razu. Nacisnęłam przycisk z numerem trzy. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy na górę.
Na korytarzu było tylko kilka osób. Większość siedziała przy salach szlochając bądź po oddziale poruszali się lekarze z różnymi papierami.
Doszliśmy do sali, w której leżał mój przyjaciel. Bez żadnego zastanowienia weszłam do środka. Lut otworzył oczy i delikatnie się uśmiechnął. Mocno przytuliłam się do chłopaka, nie chcąc go w ogóle puścić.
-Udusisz mnie.-powiedział, a ja go puściłam. Spojrzałam się na niego i sam obraz jego ciała mnie przeraził. Był podłączony do przeróżnych urządzeń. Twarz miał siną i bladą, natomiast ręce całe w siniakach.
-Co się stało?-spytał się jego brat cioteczny. Zajął miejsce na jednym z krzeseł więc ja postąpiłam tak samo.
-Jechałem do was, kiedy zza rogu wyjechał jakiś samochód. Kierowcą był pijany człowiek. Nie zdążyłem wyhamować i wjechałem w niego. Tamten koleś nie przeżył, a ja uszedłem z poważnymi ranami.
-Miałeś szczęście.-powiedział Liam.
-I to cholerne-dodałam.
-Nie powiedziałbym.
-Dlaczego?!-ja i brunet spytaliśmy razem, a Luter cicho się zaśmiał. Jego głos był za bardzo osłabiony by mógł powiedzieć coś głośniej niż robił do tej pory.
-Ponieważ mam krwiaka, którego nie da się usunąć.
-Co?!-krzyczałam ze wściekłości.-Ten pijany idiota zniszczył ci życie!-byłam wściekła jak nigdy dotąd.
-Ale to nie wszystko.-zahamował się. Chyba dobierał odpowiednie słowa, abyśmy to dobrze odebrali.-Gdyby nie ten wypadek, nigdy nie dowiedziałbym się o tym, że mam raka. Nie mam już nawet szans na przeżycie ponieważ trwa on już dobre dwa lata. Jak nie więcej.-chłopaka momentalnie posmutniał. My z resztą także. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie miałam odwagi, siły wykrztusić czegoś z siebie. Nawet nasz Daddy, który zawsze miał najlepsze słowa w odpowiedniej sytuacji, nie mógł wydać żadnego słowa ze swoich ust.
-Jak? Jak to możliwe?
-Nie każdy musi być zdrowy.-zaśmiał się. On sam nie wiedział co robi, mówi. Luter brał to wszystko na żarty. Może właśnie chciał umrzeć w szczęściu, a nie smutku.-Jeju, Chloe o czym ty myślisz? On nie umrze.-nakrzyczałam na siebie.
-Co ty opowiadasz?-spytałam.
-To co powinien. Chce przeżyć ostatnie chwile tak jak zawsze. Chce być sobą i niczym się nie martwić. Dlatego jutro stąd wychodzę.-wyszczerzył swój uśmiech, pokazując przy tym swoje równe, białe ząbki.
-Chłopie to jest dla ciebie za bardzo niebezpieczne.
-Liam nie martw się. Wole umrzeć na wolności niż w szpitalnym łóżku.
-Wiesz co? Ja nie mam zamiaru cię dzisiaj słuchać. Jutro pogadamy, może zmądrzejesz.-powiedział brunet i opuścił salę, w której leżał jego brat cioteczny.
-Popieram go.-przytuliłam chłopaka i ruszyłam w ślady Payne.
Wyszłam na świeże powietrze i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie wiem co on w ogóle wykombinował, ale ten wypadek zaszkodził jego mózgowi.
-Jedziesz?-spytał się mnie brunet.
-Nie. Ja spacerkiem wrócę do domu.
-Jak chcesz.-powiedział i ruszył przed siebie.-nie zwracając uwagi na odjeżdżający samochód mojego przyjaciela, ruszyłam przed siebie.
Szłam daleko przed siebie. Zimny wiatr wpływał rozluźniająco na moje spięte mięśnie. Włosy leciały na prawo i lewo, nie dając mi swobody na żadne myśli. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Jedyna osoba, której zaufałam i powierzyłam swoje sekrety może w każdej chwili stąd odejść. Dlaczego to właśnie ja mam takie ciężkie życie? Tracę przyjaciół kosztem ich i swojego bólu. To wszystko jest takie ciężkie...
Usiadłam na jednej z ławek umieszczonych w parku. Przyglądałam się krajobrazowi. Śnieg powoli sypał i wtedy wszystko wyglądało magicznie. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to co dzisiaj się wydarzyło.
Siedziałam tutaj jeszcze trochę, ale musiałam powoli się zbierać gdyż robiło się już ciemno i zimno.
Wracając do domu z moich oczu poleciało kilka łez. Za trzy dni sylwester. Wszystko miało wyglądać tak jak dawniej, a niestety tak nie będzie. Za pewno całą naszą szóstką będziemy pilnować Luta by nic mu się nie stało i żeby za dużo nie wypił. A on? A on i tak nie będzie się nami przejmował, bo ten 31 grudnia na 1 stycznia będzie chciał przeżyć po swojemu.
Zadzwonił mój telefon więc odrzuciłam wszystkie myśli na bok. Z kieszeni kurtki wygrzebałam mojego białego Iphon'a po czym spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Zayn także bez żadnego zawahania odebrałam.
-Halo?
-Cześć Chloe.-usłyszałam i mimowolnie się uśmiechnęłam.-Słyszałem co się stało. Wiem, że jest ci z tym wszystkim źle więc może byś chciała się spotkać i wypłakać. Z miłą chęcią wysłucham twoich smutków.-zaproponował. Było to na prawdę miłe z jego strony, ale jednak nie miałam na to już dzisiaj siły.
-Przepraszam cię, ale jestem zmęczona i chciałabym odpocząć sama. Mam ochotę poukładać kilka spraw w głowie, ale w samotności.
-Rozumiem cię. W takim razie nie przeszkadzam.
-To pa.-powiedziałam i nie czekając na odpowiedź Malika od razu się rozłączyłam.
Dochodząc do mojego domu, zaczęłam szukać kluczy od mieszkania. Wyciągnęłam je i włożyłam do zamka. Przekręciłam kluczyk w lewą stronę, dwa razy po czym weszłam do środka. Kurtkę powiesiłam na wieszaku, szalik, czapkę oraz rękawiczki schowałam do szuflady, natomiast buty odłożyłam do szafki. W domu było ciepło gdyż mama za pewne włączyła ogrzewanie.
Przechodząc obok salonu spojrzałam na zegarek. Była już pierwsza w nocy co oznaczało, że rodzicielka już śpi.
Po cichu weszłam na górę. Od razu udałam się do sypialni. Wyjęłam piżamę i z nią poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Gdy już wyszłam wytarłam się starannie ręcznikiem, a na suche już ciało włożyłam wcześniej wybrane ubrania. Zmęczona wróciłam do mojego ładnego pokoju. Położyłam się na łóżko i opatuliłam się kołdrą. Przez dzisiejszy męczący dzień, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


Głupia ja dodaje rozdział o 1:30 :DPrzypominam również o konkursie, który zorganizowałam.Można napisać kontynuacje tego bloga, własny rozdział, ale musi wystąpić w nim Chloe lub Luter, imagina w roli głównej z Chloe bądź wykonać nagłówek na tego bloga.Wasze prace wysyłajcie na paradiseofdreams0@gmail.com Na prace czekam do 15 grudnia tego roku xd W tytule pracy wpisujecie KONKURS, a pod waszą pracą adres bloga, stronę na fb, twittera bądź co chcecie do opublikowania jeśli praca by wygrała <3

12/01/2012

7 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn
"Magia świąt minęła, ale wspomnienia zostają."

Wszystko odleciało, a z nim moje marzenia. Nie wróciłam do Paryża, nie mogłam. Nie wytrzymałabym długiego rozstania z mamą. Tu jest moja rodzina, tutaj znajduje się mój nowy dom.
Dzisiaj umówiłam się z chłopakami z One Direction. Zaprosili mnie do siebie do domu więc zgodziłam się. Ciesze się na wieść, że mogę ich w końcu bliżej poznać. Wydają się mili, no i muszę przyznać, że są przystojni...
Nie myśląc dalej o dzisiejszym dniu postanowiłam w końcu opuścić moje wygodne łóżko. Pewnym krokiem ruszyłam do łazienki gdzie wzięłam szybki, poranny prysznic. Letnia woda pobudziła moje zaspane ciało. Wytarłam się starannie ręcznikiem, a na suche już ciało włożyłam wcześniej wybrane ubrania. Rzęsy pomalowałam tuszem, a całe oczy podkreśliłam lekko eyelinerem. Gdy byłam już gotowa wróciłam do pokoju. Do prawej kieszeni spodni włożyłam mojego Iphon'a. Zeszłam na dół po schodach do kuchni. Podczas gdy smażyła się jajecznica z górnej szafki wyjęłam mój ulubiony, zielony kubek. Wsypałam dwie łyżeczki kakaa po czym zalałam gorącym mlekiem. Wymieszałam wszystko, a następnie miałam pyszne picie. Na talerz nałożyłam moje dzisiejsze śniadanie i zasiadłam do stołu. Powoli konsumowałam mój przepyszny posiłek.
Kiedy już skończyłam pozmywałam po sobie naczynia. Z jednej z szuflad wyjęłam notesik, wyrwałam małą kartkę i napisałam na niej : "Idę do chłopców, z którymi pracujesz. Nie wiem o której wrócę, więc nie czekaj z kolacją ;) Chloe xoxo" 
Na przedpokoju założyłam kurtkę, czapkę, szalik, buty oraz rękawiczki po czym opuściłam mieszkanie. Drzwi zamknęłam na klucz, a potem klucze schowałam do kieszeni w kurtce. Ruszyłam przed siebie nawet nie zastanawiając się nad tym co mnie spotka u chłopaków.
Śnieg sypał jak szalony, chyba nadrabiał straty świąteczne. Gdzieniegdzie widziałam ulepione bałwany, a jeszcze w innych miejscach śmiałam się z dzieci, które obrzucały się śnieżkami. Zawsze lubiłam tą zabawę. Na sam ich widok przypomina mi się Paryż i czasy młodości. Kiedyś nawet złamałam nogę przez kolegę, a jeszcze kiedy indziej dostałam lodem w twarz. Bolało mnie wtedy niemiłosiernie i miałam czerwony ślad na policzku.-nie mogąc przestać wspominać starych czasów zaczęłam się śmiać. Niektórzy przechodni dziwnie się na mnie patrzyli, ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Nawet nie wiem kiedy doszłam do domu moich znajomych. Zapukałam kilka razy. Po dosyć długiej chwili otworzył mi Niall. Miał na sobie sweterek
podchodzący pod kolor brązu, czarne rurki i tego samego koloru vansy. Na nosie miał czarne Ray-Bany, które dziwnie wyglądały podczas zimowej pory roku.
-Niall po co ci te okulary?-spytałam przytulając się do chłopaka.
-Bo mi się nudziło.-zaśmiał się. -Ale ty przyszłaś więc teraz będzie fajnie.-dałam po czym teraz obydwoje się śmialiśmy.
-Nie podlizuj się tak.-powiedziałam wchodząc do środka. Zdjęłam kurtkę, buty i inne zimowe rzeczy. Udałam się do salonu, natomiast blondyn cały czas szedł za mną. Cała czwórka siedziała na jednej kanapie. Przytuliłam każdego po kolei, a następnie nie pchając się do nich zajęłam miejsce na białym fotelu. Horan natomiast usiadł na podłodze. Wziął do ręki pilota i skakał z programu na program. Po dłuższym namyśle zostawił włączone MTV Hits gdzie leciały całkiem niezłe piosenki.
-To co tam u ciebie?-Liam zaczął całą rozmowę.
-Po staremu.-uśmiechnęłam się, na co brunet zareagował tym samym.
-Ale Chloe nie przyszła do nas by grzać dupę na fotelu, tylko po to aby się rozerwać.-zasugerował loczek. Na jego słowa wszyscy mu przytaknęliśmy po czym równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.
-W takim razie co robimy?-spytał się Zayn.
-Butelka!-krzyknął Louis i opuścił pomieszczenie. Wrócił po kilku sekundach z pustą, szklaną butelką po jakimś soku. Wszyscy byliśmy zadowoleni z pomysłu Lou więc usiedliśmy na podłodze. Mimo tego, że byłam tylko jedną dziewczyną w tym gronie ta zabawa mi nawet nie przeszkadzała.
-To kto pierwszy?-dopytywał Malik.
-Ja chce!-krzyczał loczek. Harry wziął do ręki butelkę i mocnym ruchem spowodował, że ten przedmiot zaczął się kręcić. W głębi duszy modliłam się aby nie wypadło na mnie lecz na moje nieszczęście czubek butelki wskazywał prosto na moje ciało.
-Hmm, więc Chloe wyzwanie czy prawda?-spytał Styles.
-Prawda.-uśmiechnęłam się do niego.
-Czy darzysz kogoś uczuciem miłości?
-Nie.-powiedziałam pewnym tonem. Widziałam jak Liam trochę posmutniał, ale nie za bardzo się tym przejęłam gdyż on w ogóle nie jest w moim typie. Owszem jest przystojny, ale nie. Nie mogłabym z nim być. Zresztą na razie i tak nikogo nie szukam. Nie myśląc już o tym dłużej zakręciłam teraz ja. Wypadło na pana marchewkę.
-Prawda czy wyzwanie?
-Prawda.-odpowiedział i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Podoba ci się ktoś aktualnie?-chłopak na to pytanie spuścił głowę i lekko kiwnął na tak. Wyciągnął rękę po butelkę i tym razem on mocno nią zakręcił. Wypadło na Zayna, który był bardzo zawzięty całą tą grą.
-Wyzwanie.-powiedział nawet nie dając dojść do słowa Tomlinsonowi.
-Pocałuj naszą słodką koleżankę.-zabiłam wzrokiem niebieskookiego, ale on tylko szyderczo się uśmiechnął. Mulat powoli zaczął się do mnie zbliżać. Niepewnie musnął moje usta po czym zaczęliśmy się coraz szybciej i namiętniej całować. Payne odchrząknął więc się od siebie odłączyliśmy. Brązowooki oblizał swoje usta, a następnie wrócił na swoje miejsce. Ten pocałunek mi się strasznie podobał. Nie wiem dlaczego tak to wyszło. Na ogół jestem dosyć nieśmiałą osobą, albo przynajmniej zakrytą w swoich uczuciach, a tu bam całuje się z osobą, którą znam zaledwie kilka dni.
Widziałam zdziwienie Zayna, może jednak najgorzej według niego nie było. Delikatnie się uśmiechnęłam i dalej powróciłam do gry. Tym razem kręcił Malik. Wypadło na Horana, który musiał zatańczyć "taniec głodowy". Wyglądało to zabawnie, wszyscy tarzaliśmy się na tej podłodze, niestety dźwięk telefonu musiał nam przerwać. Pan bojący się łyżek wyciągnął swoją komórkę po czym odebrał ją.
-Halo?
-Tak, to mój brat cioteczny.
-Jak to?!
-Zaraz tam będę.-tylko te urywki rozmowy udało się nam usłyszeć. Z naszej perspektywy nie wyglądało to za ciekawie.
-Co się stało?-spytałam.
-Luter jest w szpitalu.-powiedział po czym zaczął się ubierać.
Zamarłam w bezruchu, z nogami swobodnie leżącymi na podłodze. Bez butów, tylko w białych skarpetkach w pomarańczowe kropki. Wgapiałam się w biegającego Payna, który w pośpiechu szukał przeróżnych rzeczy. Moja dziecinna twarz za pewne nie wyrażała żadnych emocji. Także zaczęłam się ubierać, postanowiłam pojechać z nim gdyż Lut to mój dobry kolega. Wsiedliśmy do samochodu chłopaka i ruszyliśmy w stronę szpitalu.
-Co mu się stało?-pytałam podenerwowana.
-Miał wypadek.-powiedział ze smutkiem w głosie. Od czasu do czasu moje błękitne oczy wypełniały się łzami, które z trudem powstrzymywałam. Ze złości zaciskałam zęby oraz pięści. Rozpaczliwie poszukiwałam jakiegokolwiek powodu do radości, ale cały czas przed oczami ukazywał mi się Luter leżący na łóżku szpitalnym z poważnymi ranami. Gdy dojechaliśmy na miejsce uczucie smutku za bardzo mną dominowało, że słone łzy aż same poleciały niczym woda lejąca się z kranu.

Na początek muszę was przeprosić za moją długą nieobecność, która spowodowana była nauką. Teraz już do świąt mam spokój gdyż oceny są poprawione, dlatego też rozdziały będą pojawiały się częściej.
Przypominam również o konkursie, który zorganizowałam.
Można napisać kontynuacje tego bloga, własny rozdział, ale musi wystąpić w nim Chloe lub Luter, imagina w roli głównej z Chloe bądź wykonać nagłówek na tego bloga.
Wasze prace wysyłajcie na paradiseofdreams0@gmail.com Na prace czekam do 15 grudnia tego roku xd W tytule pracy wpisujecie KONKURS, a pod waszą pracą adres bloga, stronę na fb, twittera bądź co chcecie do opublikowania jeśli praca by wygrała <3

11/12/2012

6 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn, Na drugi dzień świąt.
"W końcu jakaś miła niespodzianka."

Poszłam otworzyć drzwi gdyż właśnie ktoś zadzwonił dzwonkiem. W progu stanął Luter, a jego uśmiech był jak zwykle wyraźnie widoczny.
-Cześć.-przytulił mnie więc odwzajemniłam uścisk.
-Witam pana.-uśmiechnęłam się, a następnie opuściłam dom. Zamknęłam drzwi i ruszyliśmy na spacer.
-Jak tam ci wigilia minęła?-spytał.
-Dobrze. Spędziłam ją z twoim bratem ciotecznym i jego przyjaciółmi.
-Z Liamem Paynem?
-Tak.-odpowiedziałam.-Miły chłopak.-dodałam. Dalej szliśmy w ciszy. Nie wiem dlaczego, ale w sumie mi to nie przeszkadzało.
-Mam coś dla ciebie.-przerwał ciszę mój dobry kolega, bo jeszcze nie przyjaciel.-To na spóźnioną gwiazdkę.-uśmiechnął się chytrze.-Zamknij oczy i wystaw ręce.-dodał, a ja zrobiłam tak jak mi kazał. Po chwili poczułam jakąś małą rzecz.
-Już?-spytałam.
-Yhym.-otworzyłam oczy i ujrzałam granatowe pudełeczko. Było małe i prostokątne.
-Co to jest?-spytałam dosyć zaciekawiona.
-Otwórz.-znowu postąpiłam tak jak mi powiedział. W środku leżała ładna bransoletka z zawieszką. Wzięłam ją w ręce i zobaczyłam, że ma wygrawerowany napis : "Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Luter :)" 
-Dziękuję.-przytuliłam się do niego po czym podarowałam mu soczystego całusa w policzek.-Tylko ja dla ciebie nic nie mam.-trochę posmutniałam gdyż było mi z tym źle, że on wydaje na mnie pieniądze, a ja nie. 
-Na prawdę nie szkodzi. Dla mnie prezentem od ciebie jest to, że ci się podoba.
-Jesteś niesamowity.
-Wiem, ale teraz już chodźmy, bo się śpieszę.-i powoli wracaliśmy do naszych domów...
Gdy stałam już przed moim mieszkaniem pożegnałam się z Lutem. Chwilę mu się przyglądałam jak odchodzi, ale gdy zniknął mi z punktu widzenia postanowiłam dalej nie marznąć więc weszłam do środka. Starannie od kluczowałam drzwi po czym po cichu przekroczyłam próg mojego domu. Zdjęłam wszystkie zimowe ubrania po czym udałam się w stronę łazienki. Z lodówki wyjęłam sok jabłkowy, odkręciłam korek, a następnie upiłam kilka łyków. Gdy skończyłam pić odłożyłam butelkę na swoje miejsce po czym na paluszkach ruszyłam w stronę ciemnych, drewnianych, kręconych schodów. Szybkim tempem weszłam na piętro w naszym miejscu zamieszkania. W moim pokój panował totalny chaos. Laptop leżał na podłodze. Ciuchy z resztą tak samo. Łóżko nie było zaścielone, rolety opuszczony, co powodowało ciemność w mojej sypialni. Jedna z moich ulubionych książek "Igrzyska Śmierci" leżała na parapecie, a obok niej reszta tomów tej serii oraz także "Pamiętnik narkomanki". Przeczytałam tą książkę gdyż bardzo mnie wciągnęła. Cały czas nie mogę uwierzyć, że ona jest oparta na prawdziwych faktach. A osoba, która napisała i wydała tą książkę ma cudowny talent pisarski. To jak opisywała każdy moment, najdrobniejszy szczegół i przeżycia, emocje głównej bohaterki było czymś doskonałym. Większość pisarzy nie umie dokonać takich rzeczy, ale autorka powieści "Igrzyska Śmierci" także dała sobie rewelacyjnie radę. Ciekawie jakby to było gdyby ktoś opisał moje życie. O tym jak zmarł mój ojciec, że opuściłam rodzinne miasto oraz kraj, aby mama mogła dalej rozwijać swoją karierę. I to, że kocham...umiem tańczyć. Może zacznę pisać pamiętnik by w przyszłości moje dzieci, wnuki i prawnuki mogły czytać jak żyłam, co miałam i co było moją pasją. Do tego wklejałabym teraźniejsze zdjęcia. Tak, zdecydowanie muszę nad tym pomyśleć trochę dłużej.
Przestałam już rozmyślać o książkach więc zabrałam się za sprzątanie w moim pokoju. Wszyściuteńkie rzeczy z podłogi pochowałam do szafek, natomiast komputer postawiłam na biurku, tam gdzie jest jego miejsce. Po około godzinnej, może trochę więcej udręce udało mi się doprowadzić ten pokój do ładnego, przyjemnego porządku.
-W tak czystym pokoju to i ja od razu czuje się lepiej-powiedziałam sama do siebie. W końcu spokojnie miałam wszędzie dojście, a szafa normalnie się otwierała. Ponieważ nie była zagracono stertą czystych ubrań, których nie zawsze chciało mi się chować na swoje miejsce...
Umyłam ręce gdyż były brudne od kurzu po czym zrobiłam sobie warkoczyka.
-To nie wiarygodne, że mieszkamy tu zaledwie tydzień, a ja miałam już taki bałagan. Dobrze, że udało mi się go posprzątać.-moja twarz na widok takiego pomieszczenia sama się rozpromienia.
Byłam już na prawdę zmęczona więc postanowiłam się położyć. Opatuliłam się kołdrą, trochę się powierciłam aby znaleźć odpowiednią pozycję. Na szczęście w końcu mi się to udało. Po niecałych pięciu minutach zasnęłam z wielkim uśmiechem na twarzy...
Obudziłam się około osiemnastej. Z dołu mogłam spokojnie usłyszeć, że ktoś do nas przyszedł. Mama wraz z nieznajomą mi osobą prowadziła bardzo zawziętą rozmowę. Już nawet nie chciało mi się szykować. Poprawiłam tylko włosy po czym zeszłam na dół. Po cichu skradałam się do salonu. W progu drzwi jeszcze nikogo nie widziałam gdyż musieli być trochę schowani. Weszłam do środka i gdy już zauważyłam kto siedzi u nas na fotelu od razu rzuciłam się w ramiona babci i dziadka.
-Jak ja was dawno nie widziałam.-wycałowałam oraz mocno ich uściskałam.
-Dopiero tydzień.-zaśmiał się dziadek.
-To i tak dużo, ponieważ bardzo tęskniłam za wami i Paryżem.-cały czas nie mogłam uwierzyć, że dziadkowie tu przyjechali. To w końcu jakaś niespodzianka, która mnie w żadnym stopniu nie zawiedzie.-Co u Emilie?-dodałam.
-Wszystko dobrze. Masz od niej pozdrowienia.-powiedziała już starsza siwowłosa.
-Zadzwonię do niej później.-blado się uśmiechnęłam.
-Chloe możesz tutaj usiąść gdyż chciałam ci coś zaproponować?
-Jasne, ale dajcie mi się najpierw odświeżyć.-nie czekałam na odpowiedzieć tylko od razu powędrowałam do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy jakieś pierwsze lepsze ubrania i wraz z nimi udałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic, a następnie odkręciłam korki. Gorąca woda momentalnie spłynęła na moje spocone ciało. Wszystkie mięśnie się rozluźniły, a ja odetchnęłam ulgą. Przy wycieraniu się ręcznikiem trochę pogwizdywałam gdyż ten cały dzień, jak na razie był dla mnie bardzo przyjemny. Na suche już ciało założyłam bieliznę, a potem wcześniej wybrane ubrania. W ostatniej chwili poprawiłam jeszcze makijaż i w końcu mogłam wrócić do naszych kochanych gości.
-Już jestem.-powiedziałam po czym usiadłam na jednym z białych foteli. -O czym chcieliście porozmawiać?-dodałam.
-Mamy dla ciebie propozycję.-zaczął dziadek.
-Jaką?-spytałam grzecznie.
-Możesz zamieszkać z nami w Paryżu, natomiast twoja mama zostanie tutaj w Londynie.
-Na prawdę?-byłam pozytywnie zaskoczona, że mama wyraża na to zgodę, ale muszę się porządnie zastanowić czy na pewno tego chcę. Owszem tam jest Emlie, moja stara szkoła i reszta nawet fajnych osób. Lecz tutaj też poznałam całkiem przyjemne osoby. Luter i ten cały zespół One Direction. Może rozmawiałam z nimi tylko w Wigilię, ale myślę, że mogłabym utrzymywać z nimi głębsze kontakty.
-To jak?-zapytała rodzicielka.
-Muszę się zastanowić.-powiedziałam i opuściłam to pomieszczenie.

Proszę was głosujcie na mojego bloga <TUTAJ>. Jest to dla mnie bardzo ważne, a to wy możecie mi pomóc. Za każdy oddany głos na mojego bloga serdecznie Wam dziękuję ! 

+Sprawa z konkursem !
Postanowiłam urządzić konkurs na najlepszy rozdział lub imagin.
Wszystko jest bardzo łatwe...
Jeśli ktoś chce wziąć udział wystarczy, że napisze kontynuacje tego bloga bądź coś zupełnie innego, ale musi wystąpić choć jedna osoba, która się tutaj pojawiła (czyli Chloe, albo Luter) Praca może być także w postaci imagina, ale nie za krótkiego.
Zasady konkursu :
1. Kontynuacja tego bloga.
2. Wymyślenie zupełnie czegoś innego, ale musi wystąpić albo Luter, albo Chloe.
3.Napisanie imagina w roli głównej z Chloe.
4.Zrobienie nagłówka na mojego bloga.
++Jeśli pojawi się i rozdział, imagin i nagłówek rozstrzygnięcie będzie z tych wszystkich kategorii.
Swoje prace wysyłacie na mejla paradiseofdreams0@gmail.com do 01.12.12 rok.
+++Jeśli ktoś wysyła swoją pracę proszę aby dał mi znać w komentarzu gdyż nie chcę żeby jakaś praca zaginęła :)

10/28/2012

5 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn, Wigilia.

"Pierwsze święta z dala od Paryża. To na prawdę bardzo boli."

Mama zaparkowała przed domkiem i razem opuściłyśmy czarny samochód. Gdy podeszłyśmy do drzwi zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę musiałyśmy poczekać, aż nam ktoś otworzy, ale po chwili pojawił się nawet wysoki chłopak o ładnej, miłej oraz przyjacielskiej twarzy...-On mi kogoś przypomina.-pomyślałam.
-Dzień dobry.-przywitał się z nami pewien chłopak. Bliżej się mu przyjrzałam. Ubrany był w czerwoną koszulę, w kratkę, do tego czarne rurki i nike. Jego twarz miała przyjemny uśmiech, a oczy wydawały się ciepłe i szczere.
-Państwo Anderson?-zapytał.
-Tak.-odpowiedziała moja mama.
-Jestem Liam Payne z zespołu One Direction.-podał rękę mojej mamie. Zaraz, zaraz Payne? Czyżby to był brat Lutera? Są do siebie podobni i to samo nazwisko...Z moim rozmyśleń wyrwał mnie leciutki głos rodzicielki.
-Ja jestem Bella Anderson, a to moja córka Chloe.-powiedziała, ściskając przy tym rękę chłopaka. Następnie jego dłoń zbliżyła się do mnie więc zrobiłam to samo i grzecznie się uśmiechnęłam.
-Wejdźcie.-pokazał ręką na drzwi. Jako dżentelmen przepuścił nas pierwsze, zamknął drzwi, a potem pomógł z kurtkami. Całą trójką weszliśmy do salonu, w którym wszystko było już gotowe. Przy stole siedział zapewne cały zespół plus ich menedżer.
-O! Jesteście już.-bliżej nas podszedł mężczyzna, który miał około czterdziestki.
-Cześć Bella.-przytulił moją mamę, a ona odwzajemniła uścisk.
-A ty jesteś pewnie Chloe?-spytał i także mnie uścisnął.
-Tak.-delikatnie się zaczerwieniłam.
-Ja jestem Nick. A to jest zespół One Direction. Liam zapewne już poznałyście, natomiast przedstawię wam resztę. Od lewej strony Harry, Louis, Zayn i Niall.-każdy z chłopaków podszedł i kulturalnie się przedstawił. Zdziwiłam się gdyż wszyscy całowali rękę mojej rodzicielki. Widać, że wychowani są odpowiednio. Usiadłam między Nickiem, a Niallem. Niestety tylko tam było miejsce. Na początku trochę porozmawialiśmy. Muszę przyznać, że wszyscy są bardzo mili, ale jednak to nie jest to. Brakuje mi tych świąt w Paryżu. Gdzie przy stole siedziała babcia, dziadek i kochający się rodzice. Życie na prawdę komplikuje się nie wtedy gdy trzeba. W najmniej oczekiwanych momentach wszystko się zmienia. Czasem jest to bolesne, a niekiedy przyjemne. Dlaczego akurat ja przez to przechodzę...Ktoś delikatnie mnie szturchnął więc czym prędzej wstałam. Podzieliliśmy się opłatkiem i ponownie zajęliśmy miejsca. Każdy zabrał się za konsumowanie posiłku i właśnie wtedy nastała niezręczna cisza więc spróbowałam ją przerwać:
-Kto gotował?
-Ja.-wyszczerzył się loczek.
-Dobrze gotujesz. Bardzo mi smakuje.-reszta domowników mi przytaknęła, a zielonooki był z siebie bardzo dumny. Kiedy już każdy był najedzony blondyn poszedł na górę po gitarę. Gdy zszedł już na dół, usiadł na białej kanapie i zaczął grać natomiast reszta chłopców wydobyła z siebie pierwsze odgłosy. Z tego co dobrze zrozumiałam postanowili zaśpiewać "What makes you beautiful". Doszło do refrenu, a mnie coraz bardziej ponosiły nuty do tańca. Fajnie byłoby zatańczyć, ale po pierwsze tu jest za mało miejsca. A po drugie nie będę przy nich się wygłupiała, jeszcze wezmą mnie za jakąś psychopatkę. Skończyli śpiewać więc w głębi duszy ode tknęłam z lekką ulgą.
-Jak wam się podobało?-byli tacy podekscytowani.
-Macie cudowne głosy. Aż pozazdrościć.-uśmiechnęłam się, natomiast oni postanowili mnie przytulić.
-Ładnie pachniesz.-powiedział Louis, a wszyscy razem ze mną wybuchnęli śmiechem.
-Dzięki.-powiedziałam.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy lecz zrobiło z małej chwili zrobiła się godzina dwudziesta trzecia i musiałyśmy się zbierać. Na przedpokoju założyłam kurtkę, rękawiczki, szalik, czapkę oraz buty. Poczekałam na mamę i pożegnałam się ze wszystkimi.
-Musimy się jeszcze spotkać.-powiedział uradowany Mulat.
-Jestem za.-przytuliłam każdego po kolei, na koniec został mi jeszcze ich menedżer, a potem wraz z mamą opuściłyśmy ich mieszkanie. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w stronę naszego domu.
-I jak ci się podobało?-spytała gdy już byłyśmy prawie na miejscu.
-Nie było najgorzej.-odpowiedziałam grzecznie i opuściłam pojazd. Od kluczowałam drzwi po czym weszłam do środka. Rozebrałam się, a następnie szybkim krokiem udałam się na górę do mojego pokoju. Do ręki wzięłam piżamę i wraz z ubraniami poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki, a wtedy gorąca woda strumieniami spływała na moje zmęczone ciało. Wytarłam się starannie ręcznikiem po czym założyłam wcześniej wybrane rzeczy. Na koniec zmyłam jeszcze makijaż i wróciłam do pokoju. Położyłam się do łóżka i opatulona kołdrą po sam czubek głowy nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Zima, Londyn, Na drugi dzień.  

Obudził mnie dźwięk mojego dzwonka w telefonie. Niechętnie sięgnęłam ręką po Iphon'a. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym pokazało się zdjęcie Luta.
-Halo?
-Śpisz jeszcze?-spytał zmartwionym tonem.
-Yhym.
-To przepraszam za pobudkę.
-Nic nie szkodzi.-rozpromieniłam się na samom myśl o nim.
-Na przeprosiny zabieram cię dzisiaj do wesołego miasteczka.-powiedział.
-Super!-krzyknęłam.
-To za godzinę będę po ciebie.-już nic nie powiedziałam tylko się rozłączyłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwunastą trzydzieści.-To nie możliwe, że tak długo spałam.-powiedziałam sama do siebie po czym wytargałam się z łóżka. W mgnieniu oka znalazłam się w łazience. Szybki prysznic pobudził moje zaspane mięśnie. W samej bieliźnie wróciłam do pokoju i stanęłam przed szafą. Przez dłuższy czas szukałam jakiś rzeczy, a w końcu stanęło na ubrania w jasnych kolorach. Usiadłam przed toaletką. Włosy zostawiłam rozpuszczone tylko je rozczesałam. Oczy podkreśliłam eyelinerem, natomiast rzęsy pomalowałam tuszem. Na policzki nałożyłam trochę różu. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół, do kuchni. Mamy nie było w domu, co oznaczało, że jest w pracy. Przygotowałam sobie jajecznicę i do tego kubek z gorącą herbatą. Wraz z talerzem i szklankom usiadłam przy stole, po czym zabrałam się za konsumowanie posiłku. Kiedy skończyłam akurat ktoś zadzwonił do drzwi...

Ogólnie to przepraszam, że zwlekałam z napisaniem tego rozdziału, ale miałam dużo nauki i wgl. Przepraszam także za ten rozdział gdyż dobrze wiem, że mi nie wyszedł no i jest nudny. Mam nadzieję, że są osoby, które chętnie czytają tego bloga :)
+Co powiecie o konkursie?
++Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Jeśli tak to zostaw komentarz w poście Informowani :)

10/11/2012

4 Rozdział.

Muzyka w tle.
Zima, Londyn, Dzień przed wigilią. 
"Nowi znajomi, nowe twarze to wszystko jest magiczne, ale za razem dziwne."

Ten tydzień, który zaliczam do najcięższych należy również do najszybciej minionego. Nim się obejrzałam zastał nas czas świąteczny. Wolne do nowego roku daje mi sporo dni na przemyślenie kilku spraw. Wieszając świąteczne ozdoby na choinkę myślałam o nowo poznanych osobach. Oprócz Lutera poznałam jeszcze kilka innych znajomych, którzy jak na moje oko wydają się dosyć mili. Można powiedzieć, że osoby, które otaczają mnie podczas lekcji są na prawdę miłe. Wszystkie myśli odłożyłam na bok gdyż do salonu wróciła moja mama.
-Jutro już wigilia.-uśmiechnęła się do mnie rodzicielka.
-Oraz pierwsze święta, które spędzamy w nowym miejscu wraz z nowymi ludźmi i nową atmosferą.
-Dokładnie tak.-nastała chwila ciszy, którą po raz kolejny przerwała moja rodzicielka.-Jutro na kolację idziemy do menadżera pewnego zespołu, z którym pracuję.
-Myślałam, że zjemy we dwie u nas.-zdziwiłam się.
-W większym składzie będzie przyjemniej.-mama mnie przytuliła po czym wyszła z pokoju. Dokończyłam ozdabianie choinki, a następnie poszłam na przedpokój. Założyłam kurtkę, szalik, rękawiczki oraz czarne, zimowe emu i opuściłam nasz dom. Było już ciemno lecz to mi nie przeszkadzało. Zasunęłam suwak kurtki, aby nie zmarznąć i ruszyłam przed siebie. Gdzieniegdzie latarnie oświetlały drogę, a pod wpływem ich światła można było ujrzeć jak zimny puch powoli zasypia wszystko dookoła. Od czasu do czasu na moim ciele pojawiały się lekkie dreszcze spowodowane chłodnym wiatrem. Moje policzki zrobiły się czerwone, a ciało powoli zamieniało się w lód nie do rozbicia. Po godzinnym spacerku wróciłam do domu. Rozebrałam się i żwawym krokiem poszłam ku stronie kuchni. Zrobiłam sobie gorące kakao po czym wypiłam je w mgnieniu oka. Kiedy byłam już choć trochę rozgrzana kręconymi, drewnianymi schodami udałam się do mojego pokoju. Pociągnęłam piżamę i wraz z tymi rzeczami poszłam do łazienki pod prysznic. Odkręciłam kurki, a letnie woda spływała na moje zmarznięte ciało strumieniami. Od razu poczułam się o wiele lepiej. Wytarłam się starannie ręcznikiem, a potem ubrałam wcześniej naszykowane ciuchy. Następnie wróciłam do pokoju i władowałam się do łóżka. Otulona ciepłą kołdrą po sam czubek głowy nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Zima, Londyn, wigilia.

Obudziłam się dosyć wcześnie, a wszystko zawdzięczam mojej mamie, która od rana krzątała się po całym domu wyśpiewując swoje ulubione piosenki. Niechętnie opuściłam moje łóżko. Przeciągnęłam się ostatni raz i leniwym krokiem poszłam do łazienki. Wzięłam szybki lecz pobudzający wszystkie mięśnie prysznic. Wytarłam się starannie ręcznikiem i na suche już ciało włożyłam jakąś czystą bieliznę. Do pokoju wróciłam właśnie tak ubrana. Stanęłam przed szafą w celu znalezienia jakiś rzeczy. Po dłuższym namyśle wybrałam odpowiednie ubrania. Usiadłam przed toaletkę i wzięłam się za upiększanie mojej twarzy jak to by nazwała Emilie. Właśnie Em, tak bardzo mi jej brakuje. Często rozmawiamy przez skypa, ale nasze rozmowy nie trwają zbyt długo gdyż ona też chodzi do szkoły i musi się uczyć. Odsunęłam myśli na bok i zabrałam się za spinanie moich długich, brązowych włosów. Po dłuższej udręce z nimi związałam je w luźnego koka. Oczy podkreśliłam eyelinerem, a rzęsy pomalowałam tuszem. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół do kuchni. Przygotowałam sobie szybko kanapki. Po kilkunastu minutach zjadłam wszystko i także pozmywałam naczynia. Telefon zaczął mi wibrować więc wyjęłam go z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz, okazało się, że dzwoni Lut więc od razu odebrałam :
-Halo?
-Chloe masz ochotę na jakiś spacerek?
-No w sumie to mogę.-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-To świetnie. Za 15 minut pod twoim domem.-nie dał mi nic powiedzieć gdyż od razu się rozłączył. Przed przyjściem mojego kolegi zdążyłam jeszcze zrobić i wypić przesłodzoną herbatę ze szczyptą cytrynki. Podczas gdy zmywałam naczynia ktoś akurat zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Poszłam otworzyć, a w rogu stanął uśmiechnięty Luter.
-Cześć.-przytulił mnie więc odwzajemniłam uścisk.
-Cześć.-uśmiechnęłam się, a potem szybko założyłam zimowe rzeczy i wraz z blondynem opuściliśmy mój dom. Poszliśmy wzdłuż parku aby móc spokojnie porozmawiać. Idąc różnymi dróżkami gdzieniegdzie można było zobaczyć bawiące się dzieci. Niektóre lepiły bałwany, a inne obrzucały się śnieżkami.
-Też lubiłam się kiedyś tak bawić.-skomentowałam ich zachowanie cały czas się na nie patrząc.
-To powtórz to teraz. Zobaczysz, że od razu będzie ci lepiej.-doradził Lut.
-A pomożesz mi?-zapytałam się.
-No pewnie.-wyszczerzył uśmiech jak tylko mógł i pociągnął mnie za rękę w stronę śniegu. Po dłuższym uwalaniu się w białym, zimnym puchu wyszedł nam słodki bałwanek.
-Nawet ma czapeczkę.-powiedziałam do Lutera.
-Żeby mu w głowę zimno nie było.-uśmiechnął się. Gdy skończyliśmy otrzepaliśmy się ze śniegu i ruszyliśmy w stronę powrotną. Blondyn o piwnych, pięknych oczach odprowadził mnie pod sam dom.
-Miło było.-przytuliłam go, a on to odwzajemnił i odszedł. Chwilę się mu przyglądałam jak odchodził, a gdy znikł mi z punktu widzenia weszłam do środka.
-Już jestem!-krzyknęłam aby moja rodzicielka wiedziała. Poszłam na górę do łazienki żeby się rozgrzać i odświeżyć. Gorący prysznic dał mi trochę energii na dzisiejszy wieczór. Wytarłam się starannie ręcznikiem i w samej bieliźnie wróciłam do pokoju. Otworzyłam szafę i po kilku minutach wyciągnęłam z niej bardziej eleganckie ubrania. Do tego wszystkiego wybrałam ciepłe, beżowe emu. Poprawiłam jeszcze szybko makijaż, a na sam koniec rozpuściłam moje włosy. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół do salonu gdzie na mnie czekała już moja mama.
-Jestem już gotowa.-uśmiechnęłam się.
-Jak ładnie dziś wyglądasz.
-Ty też niczego sobie.-obie się zaśmiałyśmy i opuściłyśmy dom. Mama za kluczowała mieszkanie, a następnie wsiadła do samochodu za kierownicę, natomiast ja siedziałam obok niej.
-Spodoba ci się. To bardzo miły mężczyzna.
-Mam nadzieję.-powiedziałam spoglądając na widok zza okna.
-I możliwe, że będzie również zespół z którym pracuję.-rodzicielka poruszyła dziwacznie brwiami, a ja poczułam się trochę skrępowana.
-Mamo!-krzyknęłam.
-Co?-a ona jak zwykle udawała, że nic nie wie.
-Dobrze wiesz co.-powiedziałam zirytowanym głosem.
-Nie nie wiem.-uśmiechnęła się dosyć podejrzanie. Dlaczego ona zawsze jest taka tajemnicza? Chyba właśnie tego w niej nienawidzę. Nigdy nie umiem jej rozgryźć. W pewnym sensie to dobrze, ale z drugiej strony niezbyt.
-Uspokój się już.-skarciłam ją.
-Nie denerwuj się tak złotko, bo ci to urodzie zaszkodzi.-powiedziała dosyć złośliwie.
-Miłe.-powiedziałam. Na szczęście już nie miałyśmy szans dalej się kłócić gdyż dojechałyśmy na miejsce. Mama zaparkowała przed domkiem i razem opuściłyśmy czarny samochód. Gdy podeszłyśmy do drzwi zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę musiałyśmy czekać, aż nam ktoś otworzy, ale po chwili pojawił się nawet wysoki chłopak o ładnej, miłej oraz przyjacielskiej twarzy...-On mi kogoś przypomina.-pomyślałam i oczywiście grzecznie się przywitałam.


Jak wam się podoba? Możecie zadawać pytania mi i bohaterom, a oczywiście dostaniecie na nie odpowiedzi :)
+Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Jeśli tak to zostaw komentarz w poście Informowani :)

9/30/2012

3 Rozdział.

Chcesz być informowany o nowych rozdziałach ? Jeśli tak to zostaw komentarz w poście "Informowani ;)"

Muzyka w tle.

Zima, Londyn, Wtorek.
"Nie jest dobrze gdy człowiek jest sam w nowym miejscu i otoczeniu."

Obudził mnie donośny głos budzika, którego dźwięk w mgnieniu sekundy dotarł do moich wrażliwych uszu. Leniwie się przeciągnęłam i opuściłam duże, dwuosobowe łóżko. W pierwszej kolejności poszłam do łazienki, pod prysznic. Odkręciłam kurki, a letnia woda strumieniami spływała na mojego zmęczone ciało, dając mu od razu ukojenie. Wytarłam się starannie ręcznikiem, włosy owinęłam turbanem, na suche już ciało włożyłam białą bieliznę. Wróciłam do pokoju i stanęłam przed szafą w celu znalezienia czegoś odpowiedniego na dzisiejszy dzień. Po dłuższym namyśle wybrałam ciuchy w lekkich kolorach. Założyłam je na siebie, a następnie usiadłam przed toaletką. Rozczesałam mokre włosy, wysuszyłam je, a na koniec zostawiłam je rozpuszczone. Rzęsy pomalowałam tuszem, oczy podkreśliłam lekko eyelinerem, a na policzki nałożyłam trochę, delikatnego różu. Kiedy byłam już w już ogarnięta, pociągnęłam za torbę i zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam sobie dwie kanapki i w raz z talerzem zasiadłam do stołu. Zabrałam się za konsumowanie posiłku, popijając go gorącą, przesłodzoną herbatą.
-Cieszysz się z pierwszego dnia szkoły?-zapytała się mnie mama gdy siedziała już obok mnie.
-Nie.-odpowiedziałam szczerze i odeszłam od stołu. Pozmywałam naczynia, a następnie udałam się na przedpokój. Założyłam buty, czapkę, szalik, rękawiczki oraz kurtkę, wzięłam torbę i opuściłam nasz dom. Poszłam na przystanek autobusowy gdyż śnieg sypał jak szalony. Na autobus musiałam czekać aż piętnaście minut, ale wszystko było spowodowane korkami. Na szczęście do szkoły dotarłam w mniej niż dziesięć minut. Przekroczyłam bramę szkoły i na chwilę stanęłam. Rozejrzałam się dookoła siebie ponieważ poczułam wzroki obcych mi ludzi skierowane na mnie. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę budynku. Na korytarzu można było dostrzec dużo osób, które opowiadały o jakiś różnych bajeczkach. Tak na prawdę to nie wiem o czym gadali ponieważ nie miałam ochoty słuchać nikogo. Doszłam do mojej szafki, zostawiłam w niej niepotrzebne rzeczy, a potem włożyłam nos w kartę z planem zajęć. Jeśli dobrze wyczytałam to pierwszą lekcją, którą zaczynał się mój okropnie, męczący dzień była geografia z panią Williams w sali z numerem 212. Poszłam w tym kierunku i gdy tam doszłam, weszłam do środka. W sali panował totalny chaos. Myślę, że nawet nikt się nie zorientował, że weszła nowa osoba, wszyscy byli zajęci sobą. Ławki były jednoosobowe więc zajęłam miejsce na końcu, przy ścianie. Rozpakowałam się i zerknęłam na zegarek. Do rozpoczęcia zajęć zostało już tylko pięć minut. Już miałam skierować swój wzrok w kartkę gdy do sali wszedł on...Chłopak, na którego wczoraj wpadłam. Zdziwiłam się gdy go zobaczył, zresztą on chyba też. Powoli zaczął się zbliżać w moją stronę, a moje serce trochę przyspieszyło.
-To moje miejsce.-chłopka uśmiechnął się łobuzersko, na co ja zareagowałam speszeniem się.
-Przepraszam nie wiedziałam.-chciałam się już pakować lecz chłopak dotknął mojej dłoni.
-Nie. Ja usiądę gdzie indziej.-powiedział i odszedł w stronę ławki, która znajdowała się przy oknie. Zaraz po dzwonku do klasy weszła nauczycielka.
-Dzień dobry.-odłożyła dziennik na biurko i znowu zwróciła się do na.-Od dzisiaj w klasie jest nowa uczennica.-spojrzała się na mnie, a ja poczułam iż moje policzki się czerwienią.-Chloe Anderson.-na moje szczęście nie musiałam nic mówić o sobie gdyż panna Williams chciała na spokojnie omówić temat. Po raz kolejny dzisiejszego dnia poczułam czyjeś wzroki na sobie. Już powinnam się zdążyć do tego przyzwyczaić lecz nadal mnie to irytowało. Poziom nauczania jest taki sam co w mojej poprzedniej szkole także wiedziałam i znałam omawiany materiał. Kobieta o około czterdziestki prowadziła tak nudnie ta lekcję, że aż prawie usypiałam lecz tym razem uratował mnie dzwonek oznaczający przerwę. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy.
-Czekaj!-ktoś krzyknął. Nie wiedziałam czy to do mnie, ale się odwróciłam.-Stanęłaś.-nieznajomy chłopak uśmiechnął się do mnie.
-Jak widać.-odwzajemniłam uśmiech.
-Jestem Luter Payne.-chłopak o blond włosach i brązowych oczach, na którego wczoraj wpadłam dzisiaj mi się przedstawia.
-Chloe Anderson.-uścisnęłam z nim rękę i skierowałam się w stronę mojej szafki po urania na zajęcia taneczne.
-Co teraz masz?-spytał się mnie.
-Tańce, a ty?
-Także. Weź jakieś luźne, bo dzisiaj jest hip-hop, a jutro chya jazz.-doradził mi.-A i pewnie będziesz musiała pokazać na co cię stać.
występ Chloe.
-To dobrze, że dzisiaj akurat jest z tego trening, bo w tym właśnie gustuje.-uśmiechnęłam się co oczywiście Lut odwzajemnił. Jego nazwisko strasznie mi się z kimś kojarzyło lecz nie mogłam za nic sobie przypomnieć z kim. Gdy zadzwonił dzwonek poszliśmy w stronę szatni. Ja poszłam do damskiej, a on to raczej wiadome, że do męskiej. Nie rozmawiam z moimi rówieśniczkami. Ja nie miałam na to ochoty i za pewne one także nie. Przebrałam się w miarę szybko i opuściłam przebieralnie, kierując się w stronę sali tanecznej. Osób było mało, góra osiemnaście. Wszyscy siedzieli w kółku. Rozejrzałam się i gdy dojrzałam mojego nowego, poznanego kolegę usiadłam obok niego. Na sale wszedł instruktor tańca. Przedstawił się i wywołał mnie na środek, niestety...
-Dzień dobry.-powiedziałam niepewnie.
-W jakim stylu gustujesz.
-W różnych, ale najbardziej to hip-hop.-odpowiedziałam.
-To świetnie. Zatańczysz nam coś?-nauczyciel się mnie zapytał na co odpowiedziałam skinieniem głowy. Gdy do moich uszu doszła muzyka od razu zaczęłam tańczyć. Muzyka wraz z tańcem mnie poniosła tak, że nie czułam końca. Wtedy właśnie poczułam się dobrze...To jest właśnie mój świat. Bez rozstań, smutku i rozpaczy tylko samo szczęście. Skończyłam tańczyć, oddychałam ciut szybko, ale po chwili mój oddech się umiarkował. Od kilku dni pierwszy raz na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech szczęścia. Niektórzy zaczęli bić mi brawa i mnie to trochę speszyło, bo przecież wcale nie jestem jakoś specjalnie dobra, po prostu zwyczajna w tańcu.
-To było na prawdę dobre.-pan Michel mi pogratulował i kazał zająć miejsce.
-Byłaś niesamowita.-zwrócił się do mnie Luter.
-Dziękuję.-delikatnie się uśmiechnęłam i dalej skupiłam się na słowach nauczyciela.
-Wielkimi krokami zbliża się konkurs taneczny tego o to stylu. Na jutro przygotuję listę najlepszej dziesiątki, która będzie nas reprezentowała, a teraz zabieramy się za najnowszy układ, jaki wymyśliłem.-puścił do nas oczko i zabrał się za uczenie nas układu.
Zajęcia się skończyły więc poszłam pod prysznic. Szybko się opłukałam na orzeźwienie, założyłam ubrania, w których przyszłam do szkoły i opuściłam przebieralnie, kierując się w stronę stołówki. Zamówiłam sobie frytki, hamburgera oraz sok pomarańczowy. Wzięłam tace i zajęłam jedno z wolnych stolików. Po jakimś czasie obok mnie znalazł się blondynek.
-To jak ci się w szkole podoba?-spytał znienacka.
-Nie jest źle, ale wolałam swoją poprzednią szkołę.
-A gdzie wcześniej mieszkałaś.-co to jakieś przesłuchanie?-pomyślałam.
-W Paryżu.
-I czemu się przeprowadziłaś?
-W celu zawodowych mojej mamy.-odpowiedziałam z grzeczności i dokończyłam moje jedzenie. Kolejne lekcje mijały w miarę szybko aż w końcu mogłam pójść do domu...


Luter Payne
wiek : 17 lat
data urodzenia : 24 września 1995 rok
miejsce urodzenia : Londyn, Wielka Brytania
wzrost : 188 cm
kolor oczu : piwne
kolor włosów : blond
Rodzina :
matka - Francessa - fryzjerka
ojciec - Matt - okulista
Hobby :
taniec
imprezy
Charakter :
Należy do osób śmiałych i realistycznych. Jest sarkastyczny, potrafi być chamski i arogancki. Zawsze wyraża swoje zdanie na dany temat lecz umie się przyznać do popełnionego błędu. Lubi zadawać dużo pytań, czasem są one nawet nie miejscu. Lubi dużo imprezować. Zatraca się w różnego rodzaju używkach. Z łatwością zawiera nowe kontakty. Jest zupełnie inny niż swój brat cioteczny - Liam Payne. Są swoimi odzwierciedlaniami, ale jednak przyjaźnią się od małego i zawsze umieli razem ułagodzić kłótnie, które pojawiały się między nimi.

To co sądzicie o nowym bohaterze i ogólnie o całym rozdziale ?
+Tak jak widzicie dodałam opcje muzyki, ktoś z was mi to zaproponował więc to dodałam do rozdziału ;)

9/26/2012

2 Rozdział.

Zima, Paryż
"Popatrz jak wszystko tak szybko się zmienia : coś jest, a potem tego nie ma."

Teraz wszystko się zmieni. Nowe życie, nowi znajomi i ta inna atmosfera. Czy to na prawdę koniec? Czy ja już nigdy nie odwiedzę grobu ojca? Przecież sama myśl na ten temat boli, w takim razie jak to będzie w rzeczywistości? Jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić...Niestety wszystkie myśli musiałam odsunąć na bok aby móc w spokoju się spakować. Mijały godziny, a przed moimi oczami pojawiało się setki wspomnień. Tych złych jak również dobrych. Na mojej twarzy nie było widać uśmiechu lecz łatwo można było odczytać smutek przez gorzkie łzy, które spływały na czerwone policzki strumieniami. Kiedy zamknęłam walizkę na ostatni suwak ostatni raz pożegnałam się z pokojem, w którym przeżyłam tak wiele lat. Jeszcze raz rozejrzałam się w okół siebie, spuściłam głowę i niechętnie opuściłam moją sypialnię. Powoli zeszłam na dół, wyszłam na dwór i do taksówki, która już czekała schowałam bagaż. Zajęłam miejsce z tyłu i czekając na mamę po prostu rozpłakałam się jak głupie, młode dziecko...
Na lotnisku musieliśmy trochę poczekać aż wylecimy samolotem prosto do Londynu. Do miejsca gdzie zacznę życie od nowa, niestety.
-Pasażerów lecących do Londynu prosimy o przejście do sali odpraw, a następnie udanie się do samolotu.-usłyszałam wraz z mamą donośny głos jakiejś kobiety więc musiałyśmy już raz na zawsze pożegnać się z mieszkaniem w Paryżu...Kiedy siedziałyśmy już na naszych miejscach uważnie przyglądałam się widoku, który towarzyszył mi zza okna. Znajomy widok miasta rodzinnego znikł mi prędko z oczu. Nagie wierzchołki lip stojących przed dworem schyliły się za brzeg lasu obwieszonego płatami śniegu. Wieża Eiffla zaczęła wykręcać się, zmieniać, jakby wykrzywiać i dziwacznie garbić. Już po niezmiernie kilki minutach widziałam tylko same chmury i panoramę Francji, ale nie za długo, bo moje zmęczone, całe czerwone powieki po prostu same się zamknęły...
Obudziłam się akurat w czasie lądowania. Rozejrzałam się i moją uwagę zza okna przykuła gromada paparazzi oraz tłum rozwrzeszczanych nastolatek w różnych przedziałach wiekowych. Nie wiedziałam o co chodzi i tak na prawdę nie zbyt mnie to obchodziło. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w nowym domu, zamknąć się w pokoju i wykrzyczeć jaki świat jest okrutny. Gdyby tak dokładniej pomyśleć nie robiłam bym z tej przeprowadzki tak wielkiej afery gdyby nie to iż tam daleko zostawiłam osobę na której mi bardzo zależy. Mogę powiedzieć, że Emilie była moją przyjaciółką, niestety zrozumiałam to za późno. Docenia się rzeczy po ich stracie i tak samo jest ze mną. Jestem ciekawa czy jeszcze ją spotkam, czy będzie tą samą osobą, którą znam. Boli mnie to aż za bardzo, ale teraz się nie rozpłaczę, nie przy ludziach...Wysiadłyśmy z samolotu i udałyśmy się po walizki. Pies był teraz na smyczy, dobrze, że chociaż jego mam nadal. W roztargnieniu udałam się po mój bagaż. Szłam z głową w dole, nie patrzyłam na nikogo i dlatego właśnie nie wiem w jakim momencie dokładnie znalazłam się na twardej podłodze lotniskowej.
-Au!-jęknęłam. Spojrzałam w górę i dostrzegłam chłopaka o bardzo ładnych piwnych oczach i blond włosach.
-Nic ci nie jest?-zwrócił się do mnie nieznajomy po czym pomógł mi wstać.
-Trochę bolą mnie pośladki, ale tak to nic. Przepraszam za moją nie uwagę.-nie pewnie uśmiechnęłam się do chłopaka, który odwzajemnił uśmiech.
-To dobrze. Ja muszę już iść, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.-pomachał mi i odszedł. Nie zdążyłam nic powiedzieć ponieważ znikł mi z punktu widzenia, a przecież nie będę za nim biegła jak idiotka, nie znając nawet jego imienia. No nic.-pomyślałam i pociągnęłam za moją walizkę. Moja rodzicielka zrobiła to samo, więc następnie udałyśmy się w stronę postoju taksówek...
Po około półgodzinnej jazdy samochodem dotarłyśmy do naszego nowego domu, który należał do nowoczesnych budynków. Był zrobiony w jasnych kolorach i ładnie eksperymentował się z ogrodem.
-Jak ci się podoba?-z rozmyśleń oderwał mnie głos mamy. Nie chciałam udawać, więc powiedziałam prawdę.
-Jeśli mam być szczera to dom jest ładny lecz zawsze będę wolała Paryż, tamten dom, szkołę i za pewne znajomych.
-Nie narzekaj. Nie znasz jeszcze, ani nowej szkoły, ani uczniów i nauczycieli.-powiedziała po czym wzięła się za otwieranie drzwi. Na przedpokoju zdjęłam buty, kurtkę oraz inne zimowe rzeczy. Razem weszłyśmy w głąb mieszkania. Wszystko było już umeblowane i nie powiem fajnie to wyglądało. Gdy dowiedziałam się który to mój pokój była w szoku. Miałam własny balkon, a
pomieszczenie było ogromne i utrzymane w przyjemnych kolorach. Na przeciwko łóżka znajdowały się drzwi prowadzące do łazienki. Na podłodze, na samym środku położony był biały dywan. Na szafce nocnej mała lampka, oraz niebieski budzik. Kilka kwiatków pobudzało zapach tego pokoju i komponowało się z wyglądem. Kiedy w końcu skończyłam przyglądać się nowemu otoczeniu, postanowiłam na spokojnie się rozpakować. Po godzinnej udręce z moimi rzeczami mogłam zejść na dół do kuchni, z której czuć było wyłaniające się różnego rodzaju zapachy. Zasiadłam przy stole i w ciszy czekałam na kolacje. Rodzicielka podała mi talerz pełen naleśników. W dzieciństwie zawsze robiła mi ten posiłek na pocieszenie lecz teraz nie umiem być szczęśliwa.
-Chloe ja wiem, że jesteś na mnie zła za tą przeprowadzkę, ale zobaczysz tu będzie nam o wiele lepiej, obiecuję.-uśmiechnęła się do mnie lecz ja to zignorowałam.
-Nie mamo!-krzyknęłam ponieważ mnie poniosło.-Ty nic nie wiesz! tu nigdy nie będzie lepiej. Może być dobrze, ale nie lepiej.
-Dlaczego? Jesteś w Londynie zaledwie trzy godziny i tak oceniasz to miejsce.
-Ponieważ czuje się z tym źle. Tam daleko został tata oraz Emilie, a także kawałek mojego serca. Ja wiem, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej i to właśnie tego najbardziej żałuję.-nie czekałam na jej odpowiedź tylko wstałam od stołu, a następnie poszłam do mojego pokoju...

Londyn, następnego dnia, poniedziałek

Obudziłam się o godzinie dziewiątej. Na moje szczęście dzisiaj jeszcze nie mam lekcji tylko samo spotkanie z dyrektorką. Poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurki, a letnia woda strumieniami spływała na moje wypoczęte już ciało. Starannie wytarłam się ręcznikiem, a następnie założyłam bieliznę. Wróciłam do pokoju, stanęłam przed szafą i po chwili namysłu wyłoniłam z niej ubrania, które od razu założyłam na siebie. Stanęłam przed lustrem i wzięłam się za malowanie rzęs, a potem podkreślenie oczu eyelinerem. Kiedy byłam gotowa zeszłam na dół do kuchni gdzie zrobiłam sobie płatki śniadaniowe. Pyszny smak konsystencji rozgrzał moje usta, a w moim brzuchu od razu zrobiło się lepiej.
-Gotowa?!-usłyszałam głos mamy, dobiegający z salonu.
-Tak.-odkrzyknęłam i odeszłam od stołu następnie kierując się na przedpokój gdzie włożyłam buty, szalik, czapkę oraz kurtkę. We dwie opuściłyśmy dom i zasiadłyśmy do jednej z londyńskich taksówek. Po około
korytarz szkolny.
piętnastominutowej jazdy samochodem dotarłyśmy na wyznaczone przez mamę miejsce. Przekroczyłyśmy bramę szkoły, a następnie już tylko drzwi wejściowe. Puste korytarze, a z różnych sal można było usłyszeć nauczycieli. Szafki w kolorach niebieskich, natomiast reszta biała.
-To miejsce mnie przeraża.-skomentowałam to otoczenie gdyż dla mnie była to prawda.
-To najlepsze liceum taneczne w Londynie, nie pożałujesz.
-Taneczne ?!-wykrzyczałam chyba aż za głośno ponieważ z jednej sali wyszła starsza pani na moje oko około czterdziestki. Podeszła do nas bliżej i się uśmiechnęła.
-Zapewne państwo Anderson?-zwróciła się do nas kobieta po czym wyciągnęła rękę najpierw do mojej rodzicielki, a następnie do mnie.
-Jestem Barbra.
-Ja nazywam się Bella, a to moja córka Chloe, miło nam.-weszłyśmy do gabinetu dyrektorki i zajęłyśmy miejsce w dwóch fotelach.
-Cieszę się, że panie się jednak pojawiły.
-To dla Chloe jest wielka szansa na wybicie i nie warto jej marnować.
-Rozumiem.-uśmiechnęła się dyrektorka i zaczęła grzebać w jednej ze swoich szafek.-W takim razie to jest twój plan, kluczyk z numerkiem do szafki, oraz lista książek do zakupienia.-podała mi potrzebne rzeczy i po raz kolejny się serdecznie uśmiechnęła.
-Dziękuję.-po kilku minutowej rozmowie pożegnałyśmy się z tą kobietą i opuściłyśmy moją nową szkołę. Jak to dziwnie brzmi. Nowa szkoła, nowe życie...


Hm myślę, że rozdział jest znośny, ale to wasze opinie liczą się najbardziej. Możecie zadawać pytania, na pewno na nie odpowiem i jeśli ktoś by chciał (w co wątpię xd) to jest mój tt : @aleksandra3_3
+Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach proszę o zostawienie komentarza w Informowani :)